– Polska będzie musiała w większości sama sfinansować unowocześnienie swojego systemu obronnego – powiedział Agencji Reutera Stephen Mull, dyplomata prowadzący negocjacje w sprawie rozmieszczenia na polskim terytorium elementów tarczy antyrakietowej.
W zamian za zgodę na ulokowanie w Polsce dziesięciu amerykańskich pocisków przechwytujących rząd w Warszawie żąda od Waszyngtonu kilkuset milionów złotych rocznie na modernizację armii. Mull podkreślił jednak, że Polacy nie mogą liczyć na taką sumę. Jego zdaniem oczekiwania Polaków to „piękne marzenia”.
– Trzeba zrozumieć, że choć USA chętnie pomogą w modernizacji polskich sił zbrojnych, to ostateczna odpowiedzialność za tę modernizację należy do Polski – wyjaśnia „Rz” rzecznik Departamentu Stanu Chase Beamer.
Polscy dyplomaci patrzą na to inaczej. – Jeżeli dojdzie do krachu negocjacji, powód nie będzie leżał po naszej stronie, tylko po stronie Amerykanów – mówi „Rz” wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. – Nie domagamy się przecież od USA wielkich kwot. Chodzi o kilkaset milionów złotych rocznie, by dofinansować programy modernizacji armii. Dla budżetu USA to jest kwota nieistotna – tłumaczy wiceszef MSZ.Budżet polskiej armii na rok 2008 wynosi 22,5 miliarda złotych, a amerykańskiej – 481,4 miliarda dolarów.
– Polska jest obecnie i tak szóstym pod względem wartości odbiorcą pomocy wojskowej USA na świecie i największym w Europie – podkreśla Chase Beamer. Warszawie zależy jednak na jeszcze większym wsparciu.