[b]Rz: Jak kontyngent sił pokojowych ONZ w południowym Libanie zareagował na konflikt w Strefie Gazy?[/b]
[b]Podpułkownik Krzysztof Kozaczuk:[/b] Strefa Gazy jest oddalona od nas o 200 kilometrów, ale ponieważ to jest Bliski Wschód, w sytuacji wybuchu konfliktu na wszelki wypadek trzeba zwiększyć czujność. Armia Izraela też została postawiona w stan podwyższonej gotowości i jest przygotowana na walkę na dwóch frontach. Na razie nie ma żadnego zagrożenia. W Libanie, oprócz demonstracji poparcia dla Palestyńczyków, nie dzieje się nic alarmującego. Hezbollah nie zareagował na apel Hamasu wzywający do atakowania Izraelczyków i nie angażuje się w konflikt. Nasz 500-osobowy kontyngent do tej pory pełni zadania logistyczne, zaopatruje pozostałe wojska, a także prowadzi patrole w strefie, za którą odpowiada.
[b]A jaka byłaby wasza rola, gdyby doszło do eskalacji konfliktu i jego rozszerzenia na sąsiednie kraje, czego obawiają się światowi przywódcy? Co gdyby Hezbollah zaatakował z południowego Libanu?[/b]
Mandat misji jest jasno określony w rezolucji 1701. Naszym celem jest monitorowanie rozejmu, a nie jego wymuszanie. Nie możemy prowadzić operacji o charakterze militarnym, jeśli o to panu chodzi. Misja UNIFIL działa od 30 lat, ale została znacznie zwiększona po wojnie Izraela z Hezbollahem w 2006 roku. Rozrosła się z 6 tysięcy do11 tysięcy żołnierzy. Mandat sił pokojowych mówił o 15 tysiącach, ale obecna liczba jest wystarczająca do nadzorowania rozejmu.
[b]Pojawiają się głosy, że ONZ lub Unia Europejska powinny wysłać w rejon konfliktu obserwatorów, a może nawet siły pokojowe. Tylko czy Izrael, który często oskarża siły pokojowe o stronniczość, by się na to zgodził?[/b]