Sprawę opisała w poniedziałek brytyjska prasa i tego samego dnia informacje te potwierdzili przedstawiciele resortów obrony w Londynie i Paryżu. Jak zapewniają eksperci, nie ma obaw, że mogło dojść do katastrofy ekologicznej i wycieku paliwa jądrowego.

– Do tej pory się nie zdarzyło, by kolizje okrętów atomowych, a podczas zimnej wojny było takich kilkanaście, wiązały się z ryzykiem niekontrolowanej reakcji jądrowej. Mimo katastrof amerykańskiego „Scorpiona”, „Treshera”, rosyjskiego „Komsomolca” nie zanotowano wycieku radioaktywnego – uspokaja w rozmowie z „Rz” komandor por. rez. Krzysztof Kubiak. – Większe ryzyko stanowiła awaria techniczna wewnątrz sowieckiego K-113 czy reaktory ze statków sowieckich porzuconych w fiordach Nowej Ziemi – dodał.

Jak jednak nowoczesne łodzie podwodne, wyposażone w najnowszej klasy sprzęt nawigacyjny, służący do wykrywania innych statków i okrętów, mogły się nie zauważyć? Według komandora Krzysztofa Kubiaka przyczyn zderzenia można się doszukiwać albo w błędzie człowieka i mylnej interpretacji danych, albo wyjątkowo niefortunnym splocie różnych awarii jednocześnie.

Według BBC możliwe jest też, że instalowane na łodziach podwodnych urządzenia zakłócające działanie radarów, które mają umożliwić ukrycie się przed wrogami, zadziałało „zbyt dobrze”.

– Jeśli weźmiemy pod uwagę, jak wielki jest Atlantyk, szansa na takie zdarzenie jest jak jeden do miliona – stwierdza Caroline Wyatt, dziennikarka BBC zajmująca się obronnością. Opisuje też incydent jako „wyjątkowo wstydliwy” dla brytyjskiego Ministerstwa Obrony. Uszkodzone okręty z widocznymi rysami i wgnieceniami przechodzą teraz remont w macierzystych portach.