Już na początku naszej rozmowy aktor wyznaje wprost, że stolicę kocha. Nie tylko nie wyobraża sobie, że mógłby mieszkać poza nią, ale też nigdy nie wyjechał z niej na dłużej. Poza jednym wyjątkiem – kiedy 12 października 1944 roku wysiedlono wszystkich mieszkańców miasta. Jedenastoletni Janek wraz z rodziną wrócił tu już 6 maja następnego roku.
[srodtytul]W cieniu pałacu[/srodtytul]
Jednym z pierwszych miejsc, które Kobuszewski zaczął darzyć szczególnym sentymentem, jest park Saski. Jako dziecko chadzał tam z nianią, by popatrzeć na pałac i pokręcić się wokół pomnika Józefa Poniatowskiego. Dziś z okazałej budowli zostały jedynie arkady Grobu Nieznanego Żołnierza, a książę zniknął wraz z cokołem. Szczęśliwie pałacowe ogrody istnieją nadal i podobnie jak w latach 30. są atrakcją dla najmłodszych i ich opiekunów.
– Pamiętam miejsce obok fontanny, gdzie za 20 przedwojennych groszy wynajmowało się krzesełko. W pobliżu zbierały się wszystkie nianie i karmiły swoich podopiecznych – wspomina aktor.
Nie sposób zapomnieć smaku przegryzanej tam kanapki, popijanej zimną herbatą z butelki. Słabość do wystudzonego naparu herbacianego pozostała aktorowi do dziś.