Spotkanie z tej klasy artystą, którego kariera trwa pół wieku, powinno gwarantować interpretacje sprawdzone i pewne. Ale Jerzy Semkow wyraźnie nie chce dać się zaszufladkować. I nadal ma w sobie młodzieńczą przekorę.
Stara się systematycznie raz w roku przyjeżdżać ze świata na koncerty z orkiestrą Filharmonii Narodowej. Wybiera wielkie dzieła symfoniczne. Odkrywanie przed słuchaczami ich klarownej, choć powikłanej formy zawsze sprawia mu radość.
I oto w ostatni weekend dyrygował II symfonią Rachmaninowa, wielkiego przedstawiciela rosyjskiej muzyki, w której dominuje nie forma, lecz żywioł uczuć. W niej także świetnie się odnalazł.
Dzisiejszego słuchacza może razić rozwichrzenie, wręcz egzaltacja Rachmaninowa. A Jerzy Semkow ujął ten nadmiar emocji w karby i okiełznał. Z zespołem FN dał prawie godzinną dawkę trzymającej w napięciu muzyki, w której każdy drobny akord miał znaczenie.
Nie była to jednak jedyna niespodzianka obecnej wizyty Jerzego Semkowa w Warszawie. Druga, znacznie mniej przyjemna, spotkała słuchaczy podczas V koncertu fortepianowego Beethovena.