Impreza zaczęła się bajkowo: na osłonięty draperią obiekt, ustawiony na dziedzińcu firmy, spadła kaskada różnobarwnych świateł. Potem spod materii wyłonił się „Wielki Toskańczyk”. To kolejne dzieło, którym Igor Mitoraj uszczęśliwił Polskę. Ponieważ jego sztuką nie interesują się nasze muzea, artysta wziął się na sposób: zapełnia pracami przestrzeń w miejscach publicznych.
Tym razem także od razu widać rękę mistrza. Twarz ucięta powyżej ust; mocno sklepiony tors z wydłubaną wnęką, w niej mała głowa; poniżej – relief przedstawiający fragment kobiecego aktu z piersiami, których układ i forma przeczą prawom grawitacji, lecz pozostają w zgodzie z ofertą medycyny estetycznej.
Inauguracja „Wielkiego Toskańczyka” poprzedziła wernisaż prac pięciorga młodych polskich artystów, których Igor Mitoraj wielkodusznie objął honorowym patronatem. Finansowo wsparła ich Fundacja Rodziny Staraków, która od roku zajmuje się promocją młodych talentów. Po malarstwie przyszła kolej na rzeźbę.
Tej dziedzinie szczególnie potrzebna pomocna dłoń. W ostatnich latach straciła prestiż, a przede wszystkim fanów. Miejsce klasycznej statui zajęły kreacje przestrzenne, wyjęte spod jakichkolwiek reguł. Dziś do rzeźb zalicza się praktycznie wszystko, co rozgrywa się w trzech wymiarach. Ba, filozofowie nawet w linii dostrzegają przestrzeń.
[wyimek]Rzeźbie szczególnie potrzebna jest pomocna dłoń. W ostatnich latach straciła prestiż, a przede wszystkim fanów[/wyimek]