Maciej Płażyński 1958 – 2010

Wierzył w to, że jako Polacy – w kraju, na Kresach czy w Ameryce – jesteśmy wspólnotą...

Publikacja: 21.04.2010 09:10

Maciej Płażyński 1958 – 2010

Foto: ROL

55 lat skończyłby dziś Maciej Płażyński. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku Księga Kresów Wschodnich

Maciej Płażyński spotykał się z czytelnikami Księgi Kresów Wschodnich. Tragiczny lot do Katynia sprawił, że następnych spotkań już nie będzie. Przygotowując wielokrotnie na Jego prośbę różnorakie materiały, nie przypuszczałem, że postawi mnie wobec konieczności pożegnania w Jego imieniu tych wszystkich, których usiłował przekonać publikowanymi tu tekstami, że Kresy to nie tylko muzeum, skansen, ogród wspomnień i pomnik dawnej chwały, lecz także żywa, funkcjonująca również dzisiaj rzeczywistość, w której nadal żyją Polacy, którym winni jesteśmy pomoc.

Marszałek – tak był zawsze przez nas, Jego współpracowników, nazywany, dwa lata temu przejął kierowanie Stowarzyszeniem Wspólnota Polska z rąk prof. Andrzeja Stelmachowskiego, który instytucję tę stworzył i oddał jej 19 lat ze swego niezwykle twórczego życia, aż do śmierci w kwietniu ubiegłego roku pełniąc funkcję jej honorowego prezesa. Takie przejęcie władzy, po wieloletnim panowaniu patriarchy, jakim niewątpliwie był Profesor, wywołuje zawsze oczekiwanie i niepokój – z powodu innego stylu pracy, nowych priorytetów i nieuchronnych zmian.

Nowy prezes wpadł w stowarzyszenie niczym burza, porażając wszystkich impetem, tempem pracy, mnogością pomysłów i niekończącym się pośpiechem, aby wykorzystać każdą sekundę, każdą możliwość, każdy pomysł, jakby czasu, który był mu dany, miało wkrótce zabraknąć. Okazał się człowiekiem, który potrafił zmobilizować swoje otoczenie do szczególnego wysiłku, zarażającym pasją i obdzielającym innych ogromną energią, człowiekiem, dla którego się pracuje. Właśnie dla Niego pracowaliśmy z oddaniem, a mimo że eksploatował nas niemiłosiernie, czynił to ku naszemu zadowoleniu. Relacje, jakie wytwarzały się między Nim a współpracownikami, trudno byłoby określić, nie odwołując się do terminologii i emocji zapomnianych już od setek lat. Nie popadając w skrajne emocje, można rzec, że był prawdziwym suwerenem, a naszej pracy nadał nowy sens, sens, który był przez nas akceptowany i który odpowiadał na oczekiwania tych wszystkich, którym Wspólnota Polska miała służyć.

Marszałek wierzył w to, że jako Polacy jesteśmy wspólnotą, a zatem, niezależnie od tego, gdzie żyjemy – w Polsce, na Kresach czy w Ameryce Łacińskiej – ciążą na nas pewne wobec siebie i tejże wspólnoty powinności, które w jego przypadku w oczywisty sposób wywodziły się z wartości tradycyjnych i opartych na chrześcijaństwie. Powinniśmy być solidarni i wspierać się w tym, co wspólnotą nas czyni, a więc w kultywowaniu języka, kultury, tradycji i wspólnej pamięci spajającej nas w naród.

Wiedział, że owo poczucie solidarności i wspólnoty między tymi spośród nas, którzy żyją w ojczyźnie, a tymi, których los, historia czy wreszcie ekonomia rzuciły w obce strony, słabnie, a słabnąc, zmniejsza zrozumienie i społeczną akceptację dla form pomocy, które tę solidarność wzmacniają. Stąd wielka waga, jaką przykładał Marszałek do wywołania w Polsce publicznej debaty, która włączyłaby w nasze życie polityczne problematykę Polonii i Polaków z zagranicy. Starał się osiągnąć ten cel, zachęcając do współpracy w wywołaniu takiej dyskusji media, i wiele wskazywało na to, że zamierzenie to może się udać, czego najlepszym przykładem może być, poświęcająca wiele uwagi tak Kresom, jak i tematyce polonijnej, „Rzeczpospolita”.

Takie właśnie spojrzenie na Polaków jako na wspólnotę determinowało Jego przekonanie, że artykuł naszej konstytucji mówiący o prawie wszystkich Polaków do zamieszkania w ojczyźnie nie powinien pozostawać martwy. Ostatnie miesiące naszej pracy upływały pod znakiem przygotowania społecznego projektu nowej ustawy o repatriacji. Marszałek wychodził z założenia, że wszyscy Polacy zsyłani i deportowani w wielu kolejnych falach na obszary od północnych regionów europejskiej Rosji przez Syberię i Daleki Wschód aż po azjatyckie republiki dawnego ZSRR cierpieli dlatego, że byli Polakami i polskości się nie zaparli, mają zatem prawo liczyć na naszą pomoc, która nie powinna być dobrowolnym darem, lecz naszą oczywistą powinnością. Powinności tej odrzucenie powoduje zakwestionowanie więzi i wspólnie wyznawanych wartości, które czynią nas jednym narodem. Projekt ustawy miał zostać złożony na ręce marszałka Sejmu w poniedziałek, 12 kwietnia.

Podobnych projektów, mniej lub bardziej zaawansowanych, było wiele – muzeum Kresów, rekrutacja wolontariuszy do pracy w polskich środowiskach w Ameryce Łacińskiej, „Lato z Polską” i wiele, wiele innych.

Dla osób, które pracowały z Nim blisko, to, co spadło na nas w sobotni poranek, jest dramatem, z którym nie radzimy sobie i pewnie długo jeszcze nie poradzimy. Pozostały rozpoczęte projekty, pomysły, które nie będą zrealizowane, i my – ludzie, których złowił i zaraził swoją pasją...

55 lat skończyłby dziś Maciej Płażyński. Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku Księga Kresów Wschodnich

Maciej Płażyński spotykał się z czytelnikami Księgi Kresów Wschodnich. Tragiczny lot do Katynia sprawił, że następnych spotkań już nie będzie. Przygotowując wielokrotnie na Jego prośbę różnorakie materiały, nie przypuszczałem, że postawi mnie wobec konieczności pożegnania w Jego imieniu tych wszystkich, których usiłował przekonać publikowanymi tu tekstami, że Kresy to nie tylko muzeum, skansen, ogród wspomnień i pomnik dawnej chwały, lecz także żywa, funkcjonująca również dzisiaj rzeczywistość, w której nadal żyją Polacy, którym winni jesteśmy pomoc.

Pozostało 86% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej