- Za trzy budynki - w tym stodołę i stajnię, ogród i kawał pola chcą mi dać dwa małe pomieszczenia? Mowy nie ma. Niech gmina pomoże mi wyremontować to, co przetrwało. Mąż jest mistrzem budowlanym. Damy sobie radę - mówi 68-letnia Zofia Frosztęga. - W 1962 roku też była wielka woda i dom zbudowany przez moich ojców dało się uratować- przekonuje. - Nie wytrzymamy w jakimś małym domku bez pola, bo mamy z mężem tylko 600 zł renty. A teraz nadzór budowlany straszy nas, że odetnie prąd, jeśli się nie wyprowadzimy. Jakim prawem? Przecież płacę za prąd!
Kiedy zabiera głos na spotkaniu w miejscowym domu kultury, by wyłuszczyć swoje żale, okazuje się, że bardziej zindywidualizowana pomoc, niekoniecznie rząd domków szeregowych dla osób, które muszą opuścić swoje posesje, również jest realna.
- Lanckorona ma być modelem, rodzajem poligonu dla innych poszkodowanych miejscowości - obiecuje Donald Tusk. I zapewnia, że warto skupić się akurat na tej miejscowości, bo widać tu dobrą energię i serce ludzi. A to doda optymizmu innym poszkodowanym.
[srodtytul]Gdzie przeczekać, aż powstanie nowy dom[/srodtytul]
- To będzie bułka z masłem. Odbudujemy zniszczone domy, tylko musimy być razem i nie wolno nam w to wątpić - powtarza wójt Lanckorony Zofia Oszacka.