Ursynów od razu zaczął tonąć w strugach deszczu. – Cały czas dzwoni telefon. Ludzie chcą, aby im wypompować wodę z piwnic – relacjonuje dyżurny straży pożarnej. Początkowo najwięcej wody płynęło ulicami Małej Łąki, Ekologiczną i Ludwinowską.
Powalone konary, woda i awarie elektryczności zatrzymały też wiele tramwajów, np. te jadące al. Solidarności. Od ulewy ucierpiało też metro. Na początku woda zalała wejścia na stację Stokłosy i przez pół godziny nie zatrzymywały się tu pociągi. Następnie z ruchu wyłączono stację Ratusz Arsenał. Woda usiłowała wedrzeć się także na stacje Imielin, Kabaty, Ursynów. – Na tych trzech przystankach zamknęliśmy tylko niektóre wejścia – zaznacza Paweł Siedlecki z Metra Warszawskiego.
Chwilę strachu przeżyli też kierowcy. – Tunel drogowy przy ul. Kasprzaka jest zalany. Od centrum nie można do niego wjechać. Nie ma tu żadnych służb i ludzie przed samym wjazdem zauważają wodę, szybko zawracają i jadą pod prąd. Jest totalny bałagan – opowiadał czytelnik „ŻW”. – Masakra na rondzie „Radosława”. Dwa pasy są kompletnie zatopione. Kierowcy pchają się na jeden – opowiadał pan Jan z Żoliborza. Al. Jana Pawła II auta jeździły tylko wewnętrznym pasem przy samym torowisku. – Jadę autobusem z Pragi-Południe na Stegny. Na chodnikach leżą połamane drzewa. Pod wiaduktami na Ostrobramskiej i Trasie Łazienkowskiej autobus tonie – opowiadała z kolei pani Izabela. Najbardziej dramatyczne chwile przeżyli pasażerowie autobusów, które utknęły w gigantycznym rozlewisku w al. Armii Krajowej pod wiaduktem ul. Mickiewicza. Uwięzionych ratowali strażacy.
Spokojnej nocy nie było też w placówkach medycznych. Ucierpiał Szpital Praski. Woda wdarła się do piwnic w budynku, w którym jest oddział położniczy. Zalane zostały magazyn i szatnia. Pod wodą znalazły się też piwnice budynku administracyjnego. – Na szczęście szybko zareagowaliśmy i udało się uratować cenny tomograf komputerowy – mówi dyrektor lecznicy Paweł Obermeyer. Osuszanie szpitala ma potrwać kilka dni.
W większości mieszkań warszawiacy mieli prąd. Ale nie oznacza to, że piątkowy wieczór spędzili w spokoju.
– Coś strasznego. Sąsiadów nade mną nie ma w domu. Zostawili otwarte okna i mi z sufitu leje się woda. Gościnny pokój pływa, a strażacy mówią, że nie przyjadą, bo mają ważniejsze zgłoszenia – opowiada zdenerwowana pani Halina z ul. Janinówka na Targówku.