„Rz” ujawniła przed świętami, że Lech Wałęsa wystawił zaświadczenie byłemu esbekowi Stanisławowi Rybińskiemu. Poświadczył w nim, że Rybiński od 1982 r. potajemnie współpracował z „S”. – Bez takich agentów z tamtej strony długo jeszcze mielibyśmy komunizm – mówił Wałęsa po opisaniu sprawy przez „Rz”. – Pomagał mi wystarczająco dobrze, żebym ja teraz, kiedy ktoś próbuje mu zabrać pieniądze, go bronił.
Bo zaświadczenie Wałęsy oraz zaświadczenie przewodniczącego „Solidarności” Stoczni Gdańskiej Romana Gałęzewskiego miały uchronić Rybińskiego przed obcięciem emerytury na mocy tzw. ustawy dezubekizacyjnej. Obniża ona o ok. 20 proc. emerytury funkcjonariuszom służb specjalnych PRL.
Chodziło o skorzystanie z tzw. lex Hodysz, czyli zapisów ustawy pozwalających utrzymać dotychczasowe świadczenia tym funkcjonariuszom, którzy bez wiedzy przełożonych współpracowali z opozycją. Chciano w ten sposób uczcić ludzi takich jak Adam Hodysz, który za pomaganie „S” został skazany na sześć lat więzienia.
Zakład Emerytalno-Rentowy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (ZER MSWiA) nie chciał ujawnić, czy dzięki zaświadczeniom Rybiński ocalił emeryturę w pełnej wysokości.
[srodtytul]Pomoc bez konsekwencji[/srodtytul]