Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Portugalia pracują w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nad projektem rezolucji ostro potępiającej Syrię za krwawe tłumienie protestów opozycji. Przyjęcie dokumentu mogłoby otworzyć drogę do nałożenia sankcji na Damaszek.
– Wraz z partnerami w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, Unii Europejskiej i na Bliskim Wschodzie zamierzamy wysłać zdecydowane ostrzeżenie reżimowi w Syrii – powiedział szef brytyjskiej dyplomacji William Hague. Sposoby wywarcia presji na Damaszek będą omawiane podczas spotkania ambasadorów UE. Mówi się m.in. o zamrożenia kont członków reżimu i objęciu ich zakazem wjazdu na teren zachodnich państw. Słychać apele o rozpoczęcie procedury oskarżenia prezydenta Baszira Asada przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. „Wszyscy odpowiedzialni za represje przeciwko cywilom powinni być pociągnięci do odpowiedzialności "– napisał polski MSZ w oświadczeniu ostro potępiającym falę przemocy w Syrii.
Rządząca krajem alawicka mniejszość ostrzega, że za buntem stoją sunniccy ekstremiści. Od początku protestów, które wybuchły pięć tygodni temu, reżim zabił już ponad 350 osób. W poniedziałek po raz pierwszy do tłumienia rebelii użyto czołgów. Tuż po wybuchu protestów sekretarz stanu USA Hillary Clinton stwierdziła, że „Syria to nie Libia, a Asad jest reformatorem". Ale wraz z rosnącą liczbą ofiar zaczęły się pojawiać coraz ostrzejsze słowa krytyki.
W piątek, kiedy zabito około 100 osób, prezydent Barack Obama pierwszy raz zdecydowanie potępił Syrię. Dla Waszyngtonu stało się jasne, że mimo obietnic reform reżim zdecydował się na krwawą konfrontację z demonstrantami. W poniedziałek, gdy przeciwko demonstrantom wysłano czołgi, Biały Dom ogłosił, że rozważa nałożenie sankcji na Syrię. Dzień później Amerykanie zaczęli wycofywać swój personel z ambasady w Damaszku.
– Reżim Asada liczył, że w interesie Zachodu nie będzie jego obalenie, bo Syria jest kluczowym elementem kruchej układanki na Bliskim Wschodzie. Chociaż formalnie jest w stanie wojny z Izraelem i wspiera skrajne ugrupowania, to gwarantuje jedność kraju i względną stabilność w regionie. USA i Wielka Brytania powinny pokazać, że nie zawahają się użyć wszelkich środków nacisku. To może nie tylko zrobić wrażenie na syryjskich władzach, ale przede wszystkim ośmielić opozycję – mówi „Rz" Wafik Moustafa z Conservative Arab Network w Londynie. Jego zdaniem umiejętne działania dyplomatyczne mogą też rozbić reżim od środka. – Syria ma armię opartą na modelu XVIII-wiecznym. Oficerowie to elita opływająca we wszystko, a zwykli żołnierze są poniewierani i źle opłacani. Wielu można skłonić do dezercji, co osłabi reżim – przekonuje Moustafa. Na razie brutalny atak na własny naród i presja Zachodu nie ujawniły większych podziałów wśród syryjskich władz i w armii. Na opozycyjnych stronach internetowych twierdzi się jedynie, że jeden z dowódców został aresztowany, gdy sprzeciwił się użyciu siły przeciwko obywatelom.