Piotr Skwieciński z Moskwy
– Praktycznie żadne dziecko się nie wydostało. Na pokładzie było dużo, bardzo dużo dzieci – mówiła Natalia Makarowa, która ocalała z katastrofy statku pasażerskiego „Bułgaria". Cały czas trzymała za rękę dziesięcioletnią córkę, ale w pewnym momencie straciła z nią kontakt.
Na pokładzie było co najmniej 208 osób, w tym 25 takich, które formalnie nie wykupiły biletów. Statek był więc poważnie przeładowany – ogółem liczba pasażerów i personelu nie powinna przekraczać 140 osób.
Opowieści uratowanych są wstrząsające. Gdy „Bułgaria" szła pod wodę, do końca słychać było muzykę z pokładowego radiowęzła. Większość dzieci tuż przed katastrofą została zgromadzona w sali tanecznej, na dziecięcą zabawę. Gdy statek nagle pochylił się na prawą burtę, zajmujący się nimi animator kazał maluchom zostać na miejscu i pobiegł na pokład, by „zobaczyć, co się dzieje". Dzieci zostały w oddalonej sali i wszystkie utonęły.
Nie ocalały również te znajdujące się poza salą. Pewien mężczyzna nie zdołał wydostać z kabiny swej żony w ciąży, wyskoczył więc za burtę z kilkuletnim synem. Po pewnym czasie przebywania w wodzie ręce mu zdrętwiały i chłopczyk wyślizgnął mu się z ramion.