Czyli sondaże, o których mówią politycy, nie istnieją?
Tego do końca nie wiadomo. Partie oczywiście robią sondaże na własny użytek. Zresztą najczęściej zamawiają je w tych samych instytutach badawczych, które później tak chętnie krytykują. W kampanii partie robią je praktycznie codziennie, by monitorować nastroje wyborców. Jednak nigdy nie ujawniają ich wyników. Dlatego jeśli teraz nagle mówi się, że w którymś z tych sondaży różnica między głównymi partiami wynosi akurat 2 pkt proc., to trzeba do tego podchodzić ostrożnie. Nie wiadomo przecież, czy to nie jest element gry politycznej. Jednej partii może np. zależeć, by przekonać swoich wyborców, że wciąż ma szanse na zwycięstwo. Innej zaś, by utrzymać mobilizację swoich zwolenników na strachu przed wygraną przeciwnika.
Jeśli jednak te sondaże partyjne są prawdziwe, skąd mogą się brać tak duże różnice?
W normalnym sondażu metodologia jest stała. Z reguły jest to losowa próba 1000 osób. Tymczasem partie w zamawianych przez siebie sondażach mogą dokonywać różnych manipulacji. Nie mam tutaj na myśli, że robią coś złego. Po prostu przyjmują pewne założenia, które ich zdaniem mogą odwzorować sytuację, jaka będzie mieć miejsce w dniu wyborów. Zakładają np., że frekwencja będzie wtedy nie większa niż 45 proc. i że w większym stopniu pójdzie głosować elektorat jednej partii, a wyborcy innych częściej zostaną w domach. Mogą też zadawać więcej pytań pomocniczych. Dzięki temu takie wyniki będą się znacząco różniły od wyników tradycyjnych sondaży.
Mogą lepiej oddawać rzeczywistość?
Może się tak zdarzyć. Zwłaszcza jeśli takie założenia przygotowują ludzie obeznani z badaniami opinii publicznej. Należy przypomnieć, że tradycyjne sondaże publikowane w mediach nie są próbą odpowiedzi na pytanie, jak Polacy zagłosują 9 października. One pokazują jedynie, jak rozkłada się poparcie ankietowanych w dniu badania. Do tego trzeba wziąć pod uwagę, że z reguły chęć głosowania deklaruje w nich więcej osób, niż w rzeczywistości idzie do urn, oraz że jest spora grupa wyborców niezdecydowanych. Dlatego na sondaże trzeba patrzeć głównie pod kątem trendów, jakie pokazują, a nie suchych wyników.