Pruszkowska prokuratura bada przyczyny śmierci dziecka. - Sprawdzimy też, czy nie doszło do zaniedbań ze strony lekarzy - zapowiada Piotr Romaniuk, szef prokuratury.
Chłopiec wraz z matką mieszkał pod Nadarzynem niedaleko Warszawy. W niedzielę 12 sierpnia dziecko poczuło się źle. Miało gorączkę, było osłabione. Wieczorem, przed godz. 22 matka zadzwoniła na pogotowie do Falck Medycyna.
Dyspozytor nie wysłał do dziecka karetki, a matkę odesłał do Nocnej Opieki Zdrowotnej.
Lekarz stamtąd też początkowo nie chciał przyjechać do chłopca. Matka o 23.22 ponownie zadzwoniła na pogotowie. Tym razem dyspozytor interweniował w Nocnej Pomocy, która wysłała lekarza na miejsce. Kiedy ten około północy dotarł do dziecka, jego stan był już fatalny.
O godz. 0.47 na miejsce wezwano specjalistyczną karetkę. - Kiedy dojechała, dziecko było w stanie ciężkim - opowiada Ireneusz Weryk, dyrektor ds. Ratownictwa i Edukacji Medycznej Falck Medycyna.