Działalność Ministerstwa Sportu coraz bardziej przypomina dryfowanie. Stanowiskiem może za to zapłacić minister Joanna Mucha. Oddała się ona do dyspozycji premiera, dziś Donald Tusk ma podjąć decyzję o jej ewentualnej dymisji.
Do zamieszania wokół odwołanego meczu Polska – Anglia na Stadionie Narodowym dochodzą inne zaniedbania. Jak ustaliła „Rz", nasze podatki kolejny raz suto zasilą osoby, które na zlecenie państwa wykonywały swoje obowiązki. W projekcie budżetu ministerstwa na 2013 r. zabezpieczono koszty dodatkowego wynagrodzenia dla członków zarządu spółki PL.2012. Ich kwota jest oszałamiająca, opiewa na 2,75 mln zł. Katarzyna Kochaniak, rzeczniczka resortu, tłumaczy, że to „suma maksymalna, jaka wynika z kontraktów".
Sowite premie za czteroletnią pracę koordynatora turnieju prezesa Marcina Herry i jego zastępcy Andrzeja Boguckiego zagwarantowane zostały kontraktami z 2008 r. Podpisał je wprawdzie ówczesny minister sportu Mirosław Drzewiecki, ale minister Mucha ich nie zmieniła, tłumacząc to „prawami nabytymi", których nie można odebrać.
900 tys. zł nagród otrzymali już szefowie Narodowego Centrum Sportu
Jednorazowa premia wyliczana ma być na podstawie miesięcznego wynagrodzenia (po ok. 26 tys. zł miesięcznie) i sumy premii za postęp za każdy rok. Co ciekawe, premia przysługuje szefom PL.2012, jeśli... turniej się odbędzie. Co więcej, Herra może otrzymać dodatkową premię uznaniową. Jej wielkość określi rada nadzorcza spółki, którą zarządza. Spore premie, w sumie 900 tys. zł, otrzymali już szefowie Narodowego Centrum Sportu – Robert Wojtaś i Janusz Kubicki. W sądzie o 0,5 mln zł walczy z NCS były prezes Rafał Kapler.