Większość ludzi obawia się wzrostu cen. To efektowny argument przeciw euro — że ceny zostaną zaokrąglone w górę.
To co powiedziałem o głównych ryzykach, to wnioski z obecnego kryzysu w krajach Południa Europy. Wzrost płac może prowadzić do utraty konkurencyjności. A tani kredyt to ryzyko baniek spekulacyjnych i nadmiernego zadłużenia — gospodarstw domowych, firm, ale też zbyt tanie finansowanie zadłużenia publicznego, co powoduje poluźnienie dyscypliny finansowej. Dzisiaj strefa euro jest w remoncie. Pytanie nie brzmi, czy przystępujemy jutro czy za rok. Dziś pytanie dla polskiej polityki brzmi: czy chcemy by kierunki przebudowy strefy euro uwzględniały także nasze interesy? I tu dochodzimy do paktu fiskalnego.
To umowa dotycząca zwiększenia dyscypliny finansowej w budżetach krajowych strefy euro. Prezydent właśnie ratyfikował ten pakt w Polsce. A PiS zapowiada skierowanie paktu do Trybunału Konstytucyjnego.
To jedna z najbardziej absurdalnych debat w polskiej polityce. Pakt fiskalny jest jednym z narzędzi sanacji strefy euro. Z punktu widzenia Polski daje wyłącznie prawa, a nie obowiązki. Dla mnie jest oczywiste, iż powinniśmy współuczestniczyć w procesie naprawy strefy euro. Także po to, aby w przyszłości była bezpieczna także dla nas.
Myślałem, że spór polityczny może dotyczyć różnych rzeczy, ale nie tego, czy Polacy powinni współkształtować Europę. Oferta przeciwników paktu jest taka: sytuacja w strefie euro nas nie dotyczy, nie zajmujmy się tym. Otóż dotyczy. Nawet gdybyśmy nie wybierali się do strefy euro, to przecież jej sytuacja nawet dziś ma wpływ na naszą gospodarkę. Strefa euro staje się nową, bardziej zintegrowaną Unią. Ten proces będzie jeszcze trwał wiele lat. Nie możemy dziś mówić, że to nie jest nasza sprawa. Erozja integracji europejskiej jest dla Polski niebezpieczna.
Czy możemy już ostatecznie odtrąbić sukces w negocjacjach nad nowym budżetem UE na lata 2014-2020? Do niedawna problemy stwarzał jeszcze Parlament Europejski, ale na początku lipca zgodził się na budżet w kształcie wynegocjowanym przez liderów krajów członkowskich.
Nie wykluczam jeszcze, że jakieś drobniejsze zwarcia w sprawie budżetu mogą się pojawić wczesną jesienią pomiędzy PE a państwami członkowskimi. Wciąż nie są bowiem przyjęte akty prawne, na podstawie których będą wydatkowane środki z nowego budżetu. Ale porozumienie jest już niemal pewne.
Negocjacje budżetowe to przykład bezprecedensowej skuteczności Polski, która była efektem historycznie rzecz biorąc nietypowego jak na Polskę podejścia. Nie działaliśmy wedle mickiewiczowskiego opisu: „Szlachta na koń wsiędzie, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie". To był proces rozpisany przez nas na 3-4 lata.
Ale kontrowersji nie zabrakło. Zarzut PiS, zwłaszcza pod adresem PSL: rząd dopuścił do zmniejszenia funduszy na rozwój obszarów wiejskich.
Ta debata była zupełnie oderwana od rzeczywistości. W Europie jest kryzys. Budżet UE jest cięty do kości i po raz pierwszy w historii integracji mamy do czynienia z jego zmniejszeniem. I w tym malejącym budżecie środków dla Polski nie jest mniej, tylko więcej. To był nasz pierwszy cel, który udało się zrealizować. A drugi — większa elastyczność w przesuwaniu środków.
Chodzi o możliwość przesuwania pieniędzy z funduszy spójności właśnie na rozwój obszarów wiejskich. Z kolei z funduszy wiejskich można przenieść pieniądze na zwiększenie dopłat dla rolników.
Mieć więcej środków i możliwości stosunkowo swobodnego ich przesuwania na różne cele. Czegóż więcej można chcieć? Ten wynik, w tych okolicznościach, to jest cud. Poza rozpisanym na lata planem, mieliśmy też wiele szczęścia.
Jakie są polskie ambicje jeśli chodzi o nowe rozdanie stanowisk w UE po wyborach do Parlamentu Europejskiego? Trudno będzie trafić lepiej, niż w obecnej Komisji, w której Janusz Lewandowski został komisarzem budżetowym.
Początkowo partie opozycyjne twierdziły, że komisarz Lewandowski będzie księgowym bez żadnego wpływu na rzeczywistość. A okazał się jednym z kluczowych graczy w negocjacjach budżetowych.
Dziś jako Polak jestem dumny z tego, że gdy w Europie dyskutuje się o tym, w czyje ręce powinny być przekazane stery instytucji unijnych, to pojawiają się nazwiska Polaków. Jest to niewątpliwie wynik tego, że mamy w Polsce stabilność polityczną i na tle recesyjnej Europy, dobrą sytuację gospodarczą. Mamy też polityka europejskiego formatu, którego dawno nie mieliśmy — czyli Donalda Tuska. Do czasu ogłoszenia, że nie będzie ubiegał się o szefostwo Komisji Europejskiej, był najpoważniejszym kandydatem na to stanowisko. Popierała go Europejska Partia Ludowa (EPP), czyli największa grupa polityczna w UE, której częścią jest Platforma. Ogłoszenie przez niego rezygnacji stanowi dla EPP poważny kłopot.
Rozumiem, że prowadzono rozmowy na ten temat i z nim z panem?
Oczywiście, w poważnych europejskich partiach politycznych toczą się takie rozmowy. W przyszłym roku mamy wybory do PE, a ambicją grup politycznych jest postawienie na czele list wyborczych polityków, którzy są ich kandydatami na szefa KE.
Myślę, że Tusk ogłosił rezygnację także dlatego, że pogłoskom o jego kandydowaniu nie towarzyszyło w Polsce poczucie dumy i nadziei na wzrost wpływu Polski na bieg spraw w Europie, tylko zarzuty opozycji o dezercję.
To było zresztą przełamanie tabu w polskiej polityce zagranicznej. Do tej pory kiedy widzieliśmy, że Polak ma szansę na odgrywanie ważnej roli w polityce europejskiej czy światowej, to inni Polacy go wspierali. W tym przypadku reakcją na unijne zawołanie „Tusku, zostań szefem KE", był zarzut: „dezerter, który chce uciec z tonącego okrętu". Z takim podejściem zabieganie o ważne funkcje dla jakiegokolwiek Polaka będzie jeszcze bardziej utrudnione.
Taka temperatura wewnętrznego konfliktu politycznego może nas doprowadzić do marginalizacji w Europie. Tylko państwa, w których spór polityczny jest racjonalny mogą być skuteczne w realizowaniu swoich celów na zewnątrz.
Na ile realna była ta oferta dla Tuska?
To była realna propozycja, choć po drodze było jeszcze wiele zdarzeń istotnych z punktu widzenia kształtowania się nowego
przywództwa UE. Mam tu na myśli zarówno wybory w kilku państwach unijnych, jak i wybory do Parlamentu Europejskiego. Sukcesy Europejskiej Partii Ludowej postawiłyby kropkę nad i.