Najważniejsze założenia?
Pewne jest, że kluczem do sukcesu miasta staje się człowiek i jego funkcjonowanie w mieście. To jest rzeczywiste wyzwania dla polityków w XXI wieku.
W strategii rozwoju Gdyni najważniejszym czynnikiem tego rozwoju jest komfort życia mieszkańców, na który składa się suma wielu warunków, w znacznej części zależnych od decyzji samorządu. Bo jest to jakość wody, jakość dróg i komunikacji publicznej, zieleń miejska, jakość oferty oświatowej, brak barier architektonicznych utrudniających poruszanie się osobom starszym i niepełnosprawnym, jakość i skuteczność pomocy społecznej, łatwy dostęp do usług czy też poczucie bezpieczeństwa, no i naturalnie atrakcyjna oferta kulturalna. Wszystko w aspekcie potrzeb osoby najmłodszej i najstarszej, bogatej i biednej, szukającej pracy i tej pracę posiadającej.
Przyznam z niemałą satysfakcją, że w znacznej mierze w Gdyni osiągnęliśmy już europejski poziom jakości życia, czego świadectwem są choćby opinie samych gdynian, wyrażane w kolejnych badaniach Diagnoza Społeczna pod kierunkiem prof. Janusza Czapińskiego. Mamy jednak świadomość, że jest jeszcze niemało do zrobienia, praktycznie w każdej z dziedzin, by mieć poczucie pełni sukcesu.
W Gdyni nadaliśmy wysoką rangę kulturze, nie tylko jako czynnikowi czasu wolnego, ale także jako faktorowi nowoczesności. Ona jest bowiem kolejnym kluczem do sukcesu miasta. Ona wyznacza standardy, otwiera ludzką wyobraźnię, pobudza do myślenia.
Przed nami stoją wyzwania, dla realizacji których powstaje nowoczesna infrastruktura, realizowana przez samorząd i przez biznes. To miasto powołało do życia i było inwestorem Parku Naukowo – Technologicznego jako strefy rozwoju setek innowacyjnych młodych firm – dziś jednej z gospodarczych wizytówek Gdyni.
To samorząd Gdyni wespół z takimi gdyńskimi firmami jak port, stocznie, przedsiębiorstwo Dalmor podjął strategiczne decyzje o zmianie funkcji dotychczas przemysłowego obszaru bezpośrednio sąsiadującego z centrum i zarazem tzw. Water Front – w dzielnicę prestiżową, w której dominować będą usługi typowo miejskie - mieszkania, biura, gmachy użyteczności publicznej służące kulturze i turystyce, skwery i place. Już rozpoczęła się wielka metamorfoza, która potrwa zapewne kilkadziesiąt kolejnych lat.
Wielkie zmiany, przede wszystkim modernizacja następuje na dawnych terenach Stoczni Gdynia. Tu gospodarzem jest Specjalna Strefa Ekonomiczna, z którą jako samorząd ściśle współpracujemy.
Będzie Pan kandydował w kolejnych wyborach? Jeszcze jedna kadencja i będzie Pan piastował urząd 20 lat.
Przede mną jeszcze blisko półtora roku do końca tej kadencji. Decyzję o udziale w kolejnych wyborach podejmę kilka miesięcy przed wyborami.
Nie ma Pan poczucia, że jest silny słabością swoich przeciwników?
Każda partia polityczna ma w Gdyni swoich krajowych liderów, liderów opozycji, ministrów którzy obecnie są w rządzie.
Jak Pan ocenia politykę krajową?
Polityka krajowa rządzi się innymi prawami niż ta lokalna, samorządowa. My jesteśmy po prostu bliżej ludzi. U nas jest mniej tego teatru, tej politycznej obłudy. Fenomen pracy w samorządzie polega na tym, że ona opiera się na konkretach. Weryfikacja prawda/fałsz następuje błyskawicznie. Kiedy jestem z rodziną na spacerze, to zawsze mam okazję do rozmowy z gdynianami, którzy bez ogródek mówią co im się podoba, co mniej, jakie mają niepokoje i radości. Mogę powiedzieć z przekonaniem , że te spotkania mają wielkie znaczenie dla mnie.
A nie chciałby Pan wejść do polityki centralnej? Może czas przywdziać cięższą zbroję?
To jest dobre porównanie. Też wychowałem się na Kaczmarskim. Dla mnie ważne jest by robić rzeczy, w których jest prawda, konkret i szanse na realną sprawczość. Jako samorządowiec czuję, że moja aktywność przekłada się na realne zmiany. Czy to jest możliwe w tej wielkiej polityce?
Jest?
Moja cudowna poprzedniczka, Franciszka Cegielska, która była później posłem, ministrem zdrowia w rządzie Jerzego Buzka - przeszła drogę, której mogłem się bardzo uważnie przyglądać. Byliśmy prawdziwie zaprzyjaźnieni i kiedy Franciszka została ministrem zdrowia przegadaliśmy niejedną noc. Dziś, po latach myślę, że porwała się na rzecz niezwykle trudną i w nie do końca przyjaznym otoczeniu politycznych rywali. Miała ogromne i pozytywne doświadczenie w zarządzaniu i tę charakterystyczną dla nas samorządowców wolę realnej sprawczości, tymczasem zderzyła się z bezwładem biurokratycznym, koniecznością gorzkich kompromisów, ostatecznie – niemocą. Proporcja między czasem i energią poświęconymi na szamotanie się w tym nieprzyjaznym otoczeniu a celami i pracą nad ich osiągnięciem była zaburzona. Mam to na uwadze gdy rozważam plany na przyszłość. Ja może nie zmieniam całego świata, ale mam realny wpływ na zmiany, które zachodzą w Gdyni.
Ciekawi mnie czy to nie jest strach przed odpowiedzialnością?
Z perspektywy Warszawy, tego politycznego centrum, nader często wydaje się, że to jedynie co ma wymiar ogólnokrajowy jest wartościowe i ważne. A to nie jest moim zdaniem prawda. Gdynia jest ćwierć milionowym miastem. To jest ważna część Polski. I jeżeli za tę część przyszło mi odpowiadać, to jest to wielka zbroja i niezwykła szansa na dzieło życia.
A próbowano Pana zwerbować do polityki krajowej?
Były takie próby. Różne środowiska nęciły Warszawą i prestiżowymi stanowiskami. Było się nad czym chwilę zastanowić, ale odpowiedź zawsze była jedna: dziękuję, nie.