Za jednego milion, za drugiego 3 miliony złotych – tak „wartość" dwóch synów biznesmenów z Podhala wyceniali porywacze. Okupu w końcu nie zażądali, bo wcześniej wpadli.
A plan mieli okrutny, obmyślony z przerażającymi szczegółami. Jeden z oprawców rozważał, czy poderżną chłopcom gardła. – Gdybyśmy zwlekali z okupem, co tydzień mieli nam dostarczać po jednym obciętym palcu. Tak nam opowiadał informator – wspomina Józef Pawlikowski Bulcyk. Był w szoku, kiedy pod koniec lutego przyszedł do niego człowiek zatrudniony przez Stanisława J., postanowił ostrzec biznesmena, bo sam się przeraził.
Do porwania przygotowywali się pięć miesięcy. Mieli kryjówki do przetrzymywania i dręczenia ofiar. Stanisław J. do transportu i odbierania okupów zwerbował mężczyzn z Zakopanego. Inni ludzie obserwowali ofiary. Znali ich rozkład dnia, przyzwyczajenia, rozrywki, miejsca, w których bywali. Porwać mieli z ulicy. Uśpić eterem. – Gdzieś na dyskotece albo pod domem. Że myśmy nic nie zauważyli – dziwi się Bulcyk. Zawiadomił policję i już po trzech dniach zatrzymano podejrzanych w wieku od 26 do 46 lat.
Skuteczność oficjalna
Tym razem porwanie nie doszło do skutku, ale rodziny milionerów mają w pamięci tragicznie zakończoną historię Krzysztofa Olewnika, syna płockiego przedsiębiorcy z branży mięsnej. Uprowadzony w 2001 roku, był dwa lata dręczony i zamordowany, choć przekazano okup.
– Od tego czasu dużo się zmieniło – zapewnia inspektor Mariusz Sokołowski, rzecznik komendanta głównego policji. Opracowano plan postępowania w przypadku porwań. Policjantów przeszkoliła brytyjska jednostka SOCA do zwalczania kidnapingu i wymuszeń.