Każde wybory prezydenckie od 1990 r. mniej czy bardziej wpływały na system partyjny. Nie inaczej będzie i tym razem. Pisałem już na tych łamach o konsekwencjach elekcji 10 maja dla kształtu polskiej lewicy, dziś warto byłoby się zaś przyjrzeć temu, co może się stać po prawej stronie.
Choć uwaga wszystkich skupiona jest, co oczywiste, na dwóch najważniejszych antagonistach, czyli Bronisławie Komorowskim i Andrzeju Dudzie, to naprawdę ciekawe rzeczy mogą się zdarzyć na prawo od Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości.
Łączyć siły? To naturalne
W obecnej kampanii bierze udział pięciu polityków samookreślających się jako antysystemowi i prawicowi – Janusz Korwin-Mikke, Paweł Kukiz, Jacek Wilk, Marian Kowalski i Grzegorz Braun. Z ich sztabów napływają wieści, że traktują oni najbliższe wybory prezydenckie jako naturalny poligon, na którym sprawdzą swoje siły w boju. I że nie wykluczają utworzenia koalicji wyborczej na potrzeby jesiennej elekcji do parlamentu.
Takiemu scenariuszowi sprzyjałyby dwie rzeczy – po pierwsze, dostrzeżenie przez większość prawicowej drobnicy, może z wyjątkiem Brauna, że szanse samodzielnego startu i przekroczenia 5-procentowego progu są małe. Tym mniejsze zresztą, im więcej będzie podmiotów, które autoidentyfikować się będą jako antyestablishmentowe i antysystemowe. Logiczna więc wydaje się w takiej sytuacji konieczność współdziałania i łączenia sił.
Po drugie, wybory prezydenckie będą papierkiem lakmusowym, za pomocą którego będzie można do drugiego miejsca po przecinku ocenić siłę i wagę poszczególnych partii i środowisk. To powinno zaś ułatwić proces negocjacji, bo dosyć prosto będzie można określić parytety na listach i w okręgach.
O wspólny program byłoby niełatwo
Ale takie zjednoczenie może napotkać przeszkody. Najważniejszą z nich są ambicje liderów oraz kalkulacje aparatów partyjnych.
Połączenia nie ułatwi także to, że dla koalicji wyborczych próg wynosi nie 5, lecz 8 proc., a to może rodzić w głowach polityków prawicy strach przed tym, czy taka sztuka się uda (każda z formacji może też kalkulować, że nawet jeśli samodzielnie nie uda się przekroczyć 5 proc., to przynajmniej jeśli przekroczy się 3 proc., z nikim innym nie trzeba się będzie dzielić milionowymi dotacjami budżetowymi). Niebagatelną sprawą będzie także niespójność programowa składających się na taką ewentualną koalicję podmiotów – bo o ile między partią KORWiN a Kongresem Nowej Prawicy nie ma ich wiele, o tyle niełatwo będzie znaleźć wspólną płaszczyznę ideową dla sojuszu narodowców, libertarian i wrażliwego społecznie Kukiza.