Społeczeństwo, głupcze!

Trzeba zbliżyć do siebie państwo, rynek i obywateli.

Aktualizacja: 27.05.2015 12:12 Publikacja: 26.05.2015 20:49

Marek A. Cichocki

Marek A. Cichocki

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Rozstrzygnięte wybory prezydenckie, które dają nadzieję na zmianę status quo, są dobrą okazją, by na chwilę zatrzymać się i zastanowić, jakie wyzwania stają dzisiaj przed Polską. Nasz kraj znajduje się bowiem w kluczowym momencie: kryzys strefy euro oraz sytuacja za wschodnią granicą wymagać będą od nas większej mobilizacji, a przede wszystkim zdolności do bardziej samodzielnego i odpowiedzialnego spojrzenia na szanse naszego rozwoju. Czasu nie mamy wiele. O sukcesie zadecydują trzy obszary.

Spór o kierunek zmian koncentruje się w Polsce głównie wokół podstawowej linii podziału między rynkiem i państwem. Rzadko pojawia się natomiast kwestia porządku społecznego jako trzeciego, niezbędnego wymiaru sensownej strategii bezpiecznego rozwoju.

Obalone dogmaty

Państwo oraz rynek mają w Polsce zdeklarowanych obrońców, którzy toczą nieprzerwanie spór. Więcej państwa czy więcej rynku? Tak opisany dylemat jest jednak bardziej spuścizną historycznych okoliczności, w których dokonywała się transformacja lat 90., niż trafnym opisem wyboru, przed jakim stoją dzisiaj Polacy.

Nigdy nie jest dość przypominania o tym, że nasza transformacja gospodarcza i ustrojowa przypada na specyficzny moment w rozwoju zachodniej gospodarki i polityki, najczęściej określany mianem neoliberalnej rewolucji. W wielu krajach zachodniej Europy oznaczała ona zerwanie z polityką państwa dobrobytu. Stawiała przede wszystkim na indywidualną aktywność gospodarczą oraz odpowiedzialność za własną przyszłość. Wierzyła w spontaniczny charakter gospodarczego ładu rynkowego, który miał być naturalnym źródłem rozwoju i bogactwa. W tym modelu polityka oraz państwo (opisywane jako niekompetentne i kosztowne) powinny zajmować możliwie marginalne miejsce.

Wielu twórców i zwolenników naszej transformacji lat 90. podzielało takie przekonania, wręcz traktowało je jako dogmaty. I niekiedy nawet dzisiaj są gotowi ich bronić, chociaż niektóre z nich, jak na przykład wiara w samoregulujący się rynek, zostały zakwestionowane przez kryzys finansowy ostatnich lat.

Państwo z czasem także zyskało wielu obrońców w Polsce, szczególnie po tzw. prawej stronie. Podstawowa teza brzmi: wiele nadużyć, błędów oraz bezsensownych decyzji w procesie transformacji wynikało właśnie ze słabości państwa. Dlatego powinno ono zostać wzmocnione, przede wszystkim jako instytucja kontrolna oraz gwarantująca bezpieczeństwo. Więc chociaż w 2005 roku główne hasło wyborcze Prawa i Sprawiedliwości brzmiało „Polska solidarna, a nie liberalna", to w praktyce, realizując program tzw. IV Rzeczypospolitej, skoncentrowano się przede wszystkim na dodawaniu państwu siły.

Podział ten wciąż się utrzymuje. „Ludzie gospodarki" postrzegają państwo nie jako wsparcie dla polskiego rynku – tak ważne w czasach rosnącego ryzyka i niepewności – ale jako agresora, drapieżcę, który tłamsi przedsiębiorczość. Z kolei „ludzie państwa" widzą w gospodarce nie źródło narodowego bogactwa, ale przede wszystkim „tłuste misie", które szukają każdej okazji, by oszukać władzę.

Ład bez obrońców

Zastanawia jednak, gdzie są w Polsce obrońcy ładu społecznego jako wartości? Nie są nimi tak naprawdę związki zawodowe, które walczą o prawa pracownicze i wynagrodzenia zwykle w określonej branży zawodowej lub gałęzi gospodarki. Powstaje wręcz wrażenie, że w Polsce nie ma silnych zwolenników społecznego porządku, przez co kuleje debata nad zmianami kierunków rozwoju. To tak, jakbyśmy ład społeczny traktowali jako produkt uboczny zmian politycznych i ekonomicznych, który przydarzał się trochę z przypadku, a nie był samoistną wartością tworzącą wraz z gospodarką oraz państwem całość.

Pozbawiona zdeklarowanych obrońców struktura społeczna często pada więc ofiarą nadużyć i wątpliwych eksperymentów. Państwo ma pokusy, by traktować ją jak hodowanego w kurniku brojlera i wyciskać efektywność bez względu na koszty społeczne. Wobec społeczeństwa jako struktury państwo też może swobodnie popisywać się siłą, tym bardziej że chowa głowę w piasek, gdy swoich branżowych interesów bronią silne grupy, np. górnicy.

Wielu przedstawicieli biznesu uważa strukturę społeczną za problem teoretyczny, wymysł „socjalistów", dlatego zwykle nie czują się za nią odpowiedzialni. Natomiast dla części elit, szczególnie tych lewicowych, struktura społeczna to poligon doświadczalny, na którym mogą testować swoje „postępowe" pomysły.

Ludzie jako społeczna struktura są więc w Polsce zwykle pozostawieni sami sobie. Czują i wiedzą, że jak przychodzi co do czego, zdani są przede wszystkim na własne siły. Dlatego nie wierzą w państwo, nie lubią go i nie rozumieją, do czego miałoby być im potrzebne. Wolnego rynku także nie postrzegają jako wsparcia czy szansy – i to nie ze względu na wrodzone lenistwo czy zawiść, ale przede wszystkim z braku zaufania. Widzą w nim przede wszystkim mechanizm bezdusznego wyzysku, prywatę, układy i narzucanie coraz trudniejszych warunków pracy.

Wyczerpane źródła

Lekceważenie społeczeństwa jako struktury, która stanowi ważną dla rozwoju wartość, dobro i kapitał, jest w dużej mierze spuścizną transformacji. Wtedy chodziło głównie o to, aby porządek społeczny zmienić, dostosować do nowych wymogów. Społeczne zachowania, preferencje, nawyki czy wartości odziedziczone z poprzedniej epoki wydawały się przeszkodą w zmienianiu rzeczywistości. Dlatego społeczeństwo musiało przystosować się do nowego modelu bez względu na koszty. Dzisiaj tak myśleć o porządku społecznym już nie można.

Po dwóch dekadach transformacji wyczerpują się dotychczasowe źródła rozwoju i zmiany w Polsce. Skończył się proces postkomunistycznej kumulacji i nowego podziału kapitału przejętego po poprzednim ustroju. Już wkrótce skończy się także zasilanie przez europejskie fundusze. Będziemy musieli stanąć na własnych nogach i oprzeć się w większej niż dotąd mierze na naszych zasobach. Najważniejszy jest ład społeczny oraz wartości, które go konstytuują. Jeśli w kilku najbliższych latach polskie społeczeństwo nie zostanie utwierdzone w podejrzeniu, że dla państwa i gospodarki jest jedynie przedmiotem coraz większej eksploatacji, ma szanse stać się najważniejszym motorem przemian. Społeczny kapitał procentuje, tkwi w nim ogromny potencjał zmiany, o czym mogliśmy się przekonać podczas niedawnych wyborów prezydenckich.

Dzisiaj Polska jest krajem, w którym najważniejsze z punktu widzenia szans rozwoju elementy nie tylko nie współpracują, ale czasami znajdują się w stanie wojny. Państwo, rynek i społeczeństwo nie widzą w sobie partnerów, chętniej natomiast traktują się jak przeciwnicy.

Te trzy segmenty trzeba dzisiaj połączyć, aby uruchomić proces przemian. Reguły i wartości społeczne muszą być uszanowane w takim samym stopniu jak potrzeby funkcjonowania rynku czy regulująca rola państwa.

 

Marek A. Cichocki jest filozofem, germanistą, ekspertem w sprawach międzynarodowych, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!