To prawda, że zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych w 2015 było w jakimś stopniu spowodowane czynnikami koniunkturalnymi, w tym przede wszystkim katastrofalną kampanią prezydencką Bronisława Komorowskiego. Przecież ona nie musiała się wydarzyć, a gdyby nie ta katastrofa, Andrzej Duda nie zostałby prezydentem, a wtedy zwycięstwo PiS kilka miesięcy później byłoby mało prawdopodobne. Jednak nie wszystko można wytłumaczyć czynnikami koniunkturalnymi.
Jeśli pamiętać o tym, że o zwycięstwie najpierw Andrzeja Dudy, a potem PiS, przesądziła niewielka grupa wyborców wahających się, centrowych, to ważne jest pytanie o motywy tych centrowych wyborców. Dla nich z pewnością nie miał znaczenia stosunek PiS do katastrofy smoleńskiej, a miały znaczenie afery za rządów Platformy Obywatelskiej i ich sprytne – czytaj: oszukańcze – usuwanie z porządku dziennego. Miała też dla nich znaczenie polityka „ciepłej wody w kranie", którą postrzegali jako niewykorzystanie szans na przeprowadzenie reform strukturalnych, których Polska potrzebowała. I to ci umiarkowani, propaństwowi, racjonalni, często wręcz technokratyczni Polacy zadecydowali o podwójnym sukcesie partii Jarosława Kaczyńskiego. Dzisiaj plują sobie w brodę i mówią, że drugi raz takiego błędu nie popełnią, ale nasuwa się pytanie, czy nie jest już za późno.