Marka WIŚNIOWSKI istnieje 30 lat, od trzech dekad cieszymy się w Polsce wolnym rynkiem. Obie te rocznice można uznać za sukces. Co było kluczowe na drodze do niego?
Nie ma w Europie podobnego narodu, który potrafiłby tak dobrze wpisać się w powiedzenie „Potrzeba jest matką wynalazków". Lubimy robić wszystko sami i potrafimy połączyć to z umiejętnym wykorzystywaniem rozwiązań, które funkcjonują już w innych państwach. To niezwykłe, bo dzięki temu z sukcesem realizujemy nowatorskie projekty, które w ciągu kolejnych lat stają się globalne. Zgodnie z tezą: Polak potrafi! Jesteśmy zdeterminowani w podążaniu ku doskonałości, nie tracimy entuzjazmu i motywacji, kiedy ponosimy porażki, tylko ze zdwojonym zapałem podejmujemy ponowne próby czy wyzwania.
Na czym opierał się pan, budując swoją markę w latach 90.? W kraju bez nowoczesnych tradycji biznesowych trzeba było mieć źródło praktycznej wiedzy. Skąd czerpał pan inspiracje?
Pierwsze próby pracy na własny rachunek podjąłem jeszcze przed 1989 rokiem, ale już jako młody człowiek miałem możliwość przyglądania się, jak prowadzi się prywatny biznes i czym to się różni od pracy na państwowej posadzie. Mój dziadek oraz tata mieli własną działalność. Widziałem, jak zatrudniają pracowników, jak dbają o zaopatrzenie, transport i klienta – dziś powiedzielibyśmy: jak zarządzają swoimi przedsiębiorstwami. Tak nauczyłem się podejścia rynkowego.
Rozwijając swoją firmę, bazowałem na intuicji oraz pogłębiałem swoją wiedzę, czytając dostępne wówczas czasopisma z zakresu zarządzania i nowinek technicznych, brałem udział w licznych konferencjach, po roku 1989 do Polski przyjeżdżali znani eksperci. Dużo podróżowałem, uczestniczyłem w wyjazdach na targi zagraniczne czy też były to pobyty o charakterze turystycznym. Wówczas zdałem sobie sprawę, ile to rozwiązań technologicznych ułatwia codzienne życie ludziom. W Japonii doświadczyłem, co znaczy etos pracy, jadąc tam, chciałem poznać tajemnicę ich sukcesu. Praca, praca i jeszcze raz praca. To bardzo mnie zaskoczyło jako młodego człowieka, oczekiwałem czegoś bardziej doniosłego.