Sąd Apelacyjny we Wrocławiu, rozpatrujący sprawę zadośćuczynienia dla synów małżonków uznał jednak, że sprzedając pobyt w Egipcie, biuro podróży zobowiązało się także do należytego wykonania wycieczek fakultatywnych (wyrok z 6 maja 2015 r., sygn. akt I ACa 245/15).
Chcieli zobaczyć żółwie morskie
Tę sprawę nagłośniono w mediach: kilka lat temu Ewa i Leszek W. z Józefowa pod Warszawą wykupili w biurze podróży Itaka tygodniowe wczasy w Egipcie. Wraz z umową otrzymali pisemne informacje dotyczące planowanych wycieczek fakultatywnych. Nie wskazano w nich, kto jest ich organizatorem. Na miejscu, w hotelu, rezydentka Itaki także namawiała turystów do korzystania z tych wycieczek, rekomendowała je jako bezpieczne, zapewniała, że uczestnicy będą objęci ubezpieczeniem i opieką polskojęzycznego pilota.
Państwo W. (oboje po pięćdziesiątce, umiejący świetnie pływać) zdecydowali się na wycieczkę do zatoki Abu Dabbab, której atrakcją miało być snurkowanie, czyli nurkowanie powierzchniowe pod okiem doświadczonego przewodnika oraz oglądanie żółwi morskich. Podczas spotkania informacyjnego rezydentka zapewniała, że wyprawa jest łatwa, mogą w niej wziąć udział nawet małe dzieci. Nie ostrzegła, że uczestnicy będą musieli płynąć wpław ok. 150 metrów w otwarte morze. Nikt z nabywców wycieczki nie dostał ani pisemnego potwierdzenia zawarcia umowy z organizatorem wycieczki ani ustnej informacji, że jest nim nie Itaka, lecz lokalne biuro podróży.
Wpław bez kapoków
Wycieczka została fatalnie przygotowana. Rezydentka nie wzięła w niej udziału, polskimi turystami zajęli się przewodnicy arabscy, którzy nie władali ani językiem polskim, ani językiem angielskim w stopniu komunikatywnym. Plan wyprawy uczestnicy poznali dopiero na plaży - przewodnicy nakreślili trasę patykiem na piasku. Nie wyposażyli podopiecznych w kapoki ani sprzęt do snurkowania, nie zapewnili im żadnej opieki medycznej ani sprzętu ratowniczego. Warunki pogodowe były trudne – na morzu wiał silny wiatr, fale znacznie utrudniały pływanie. Nie wszyscy zdecydowali się kontynuować wycieczkę, część uczestników została na brzegu, dwie osoby zawróciły po przepłynięciu kilkunastu metrów. Państwo W. byli wśród 10 osób, które postanowiły popłynąć do „domu żółwi".
Wyprawa miała dramatyczny przebieg: jedna z uczestniczek opadła z sił i w powrocie do brzegu musieli je pomagać pływacy z innej grupy wyposażeni w kapoki. Nikt nie zauważył, że wśród powracających brakuje małżonków W. Ewa W. z trudem dotarła do brzegu o własnych siłach, ale zmarła z wyczerpania mimo reanimacji. Ciało jej męża odnalazł w wodzie inny uczestnik wycieczki. Przyczyną śmierci było utonięcie.