W rozpoczynającym się tygodniu mamy usłyszeć resztę szczegółów. Chociaż pewnie też nie wszystkie. Ta niepewność skłoniła Wizz Aira i Ryanaira do przesunięcia na bliżej niekreślony czas lotów do/z Polski. Ale dzisiaj już widać, że nawet w tych krajach, gdzie lotnictwo już teraz jest stopniowo uwalniane i przepisy wydają się przejrzyste, wcale nie jest łatwo.

Najlepszym przykładem niespójnych przepisów jest sobotni rejs Eurowings z Duesseldorfu do Olbii na Sardynii. Mimo, że wszystko w Niemczech odbyło się zgodnie obowiązującymi procedurami uzgodnionymi przez Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) i Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego, to Airbus 320 należący do niemieckich linii niskokosztowych Eurowings musiał zawrócić znad śródziemnomorskiej wyspy i wrócić do Duesseldorfu, ponieważ nie uzyskał tam zgody na lądowanie. I to mimo, że przed wylotem ją miał. Jak pisze „Corriere della Sera" włoskie Ministerstwo Infrastruktury i Transportu otworzyło od 23 maja lotnisko w Olbii dla rejsów komercyjnych, w tym regularnego ruchu. Tymczasem władze regionalne postanowiły zablokować tę decyzję. Tyle, że Eurowings nie zostały o tym poinformowane do czasu, kiedy otrzymały zakaz lądowania. W tej sytuacji maszyna musiała zawrócić i po 4 godzinach lotu wylądowała w Duesseldorfie.

Okazało się, że władze Sardynii, działając na mocy dekretu nr 23 z 17 maja, a więc mając do tego pełne prawo, zakazały operacji lotniczych wykonywanych maszynami na których pokładach w maksymalnej konfiguracji znajduje się nie więcej, niż 19 foteli. Ten przykład pokazuje jak niebezpieczne dla przyszłej rentowności branży może być nieskoordynowany strat przewoźników, w tym brak konkretnych dat i przepisów, które mogą się zmienić z godziny na godzinę. Dosłownie. Eurowings stracił na tym rejsie, bo nawet jeśli pasażerowie zgodzą się na przyjęcie voucherów, bądź biletów na kolejny rejs do Olbii, to i tak nie zabrał z Sardynii osób oczekujących na lot powrotny do Duesseldorfu. A pasażerowie poważnie się zastanowią, czy warto jest korzystać z usługo przewoźnika, który nie jest ich w stanie dowieźć na miejsce. Chociaż w tym przypadku akurat wina Eurowings jest żadna.

Straty w przywracaniu ruchu skrupulatnie wyliczyła Eurocontrol, agencja kontroli ruchu lotniczego. Według jej danych z połowy maja w Europie nie odbywała sio się 89 rejsów zaplanowanych na ten okres. Gdyby jednak już teraz te rejsy zostałyby stopniowo uwolnione, a nie sztucznie wstrzymywane, to pod koniec maja spadek liczby przewożonych pasażerów mógłby wynieść 85, a już nie 89 proc., w czerwcu byłoby to odpowiednio minus 78 i nadal minus 89 proc., w sierpniu minus 50 wobec minus 75 przy braku skoordynowania, w listopadzie minus 20 wobec minus 35, a w lutym ruch byłby niższy przy skoordynowanym przywracaniu byłoby to już tylko 15 proc. wobec minus 25 w przypadku braku tej koordynacji.

Jak wynika z informacji Eurocontrol na razie obydwa scenariusze są możliwe.