Eurocontrol, czyli Europejska Organizacja ds. Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej, zrzeszająca agencje kontroli ruchu lotniczego (w Polsce jest to PAŻP), też nie pozostawia złudzeń: to lato ma być gorsze od zeszłorocznego, a za rok będzie jeszcze gorzej. Rok temu odnotowano 47-proc. wzrost opóźnień w porównaniu z analogicznym okresem 2023 r. i był to najgorszy sezon letni w lotnictwie od 2001 r. Jakie są tego powody? Po pierwsze, zawirowania pogodowe, na które nikt nie ma wpływu. Jest oczywiste, że w czasie intensywnych burz, jakie w Europie latem są częste, opóźnienia mogą się zdarzyć. Po drugie, wina tłoku na niebie i kłopotów z zarządzaniem przestrzenią powietrzną, do której prowadzi głównie niewystarczająca liczba kontrolerów.
– Pamiętajmy, że z powodu wojny w Ukrainie wyłączone zostało 20 proc. przestrzeni powietrznej na wschodzie Europy – wskazuje Rafael Shvartzman, wiceprezes IATA. Z tego powodu część ruchu, która szła przez Polskę i Ukrainę, jest kierowana przez wschodnie Niemcy, a potem nad Węgry.
W tych trzech krajach brakuje kontrolerów, i to mimo nowych szkoleń. Zarabiają doskonale, ale są przepracowani i tradycyjnie bardzo chętnie wyrażają swoje niezadowolenie, grożąc strajkami.
Tego lata jednak kłopoty będą już nie tylko nad Francją, Niemcami i Węgrami. Prezes Ryanaira Michael O’Leary ma swoją „listę wstydu”. Znalazły się tam także Hiszpania, Portugalia oraz Wielka Brytania. Bardzo trudno ma być zwłaszcza nad Majorką. Tam wszędzie ruch ma wzrosnąć o 5 proc. w porównaniu z 2024 r.
O’Leary wskazuje, że Niemcy, Francja i Hiszpania robią zdecydowanie zbyt mało, bo przecież ruch nad ich krajami nie wrócił jeszcze do poziomu sprzed pandemii Covid-19 i nadal jest mniejszy niż w 2019 roku o 5 proc. – Chodzi o to, że zarządzanie ruchem lotniczych jest nieprawidłowe, a kontrolerów jest zbyt mało. Komisja Europejska nie zrobiła nic, aby tę sytuację poprawić – uważa prezes Ryanaira, największego europejskiego przewoźnika.