Idealnie zadziałały wszystkie procedury, japońska kultura subordynacji oraz konstrukcja samolotu, które pozwoliły, że ewakuacja 379 osób w półtorej minuty przy tylko dwóch dostępnych trapach była możliwa.
Oczywiście
tragedią pozostaje śmierć pięciu osób na pokładzie
Dasha 8 należącego do japońskiej straży przybrzeżnej. Tyle, że
tego samolotu po prostu nie powinno tam być.
Czytaj więcej
Samolot linii lotniczych Japan Airlines, na którego pokładzie znajdowało się ponad 300 pasażerów, chwilę po wylądowaniu się zapalił. Japoński nadawca publiczny NHK poinformował, że maszyna zderzyła się z samolotem Straży Przybrzeżnej. W wyniku zdarzenia zginęło pięć osób.
— Z ulgą patrzyłem, że wszystkim udało się wyjść z samolotu bezpiecznie. Ale przy mojej wiedzy na temat Japan Airlines i tego jak wiele wysiłku wkłada się tam w zapewnienie bezpieczeństwa pasażerów i szkolenie załóg nie powinno nikogo dziwić, że wszystko tam zadziałało. Japan Airlines mają za sobą katastrofę lotniczą prawie 40 lat temu. Ale paradoksalnie to właśnie spowodowało, że stały się jednymi z najbezpieczniejszych przewoźników na świecie — mówił w CNN po wypadku Graham Braithwaite, zajmujący się problemami bezpieczeństwa i badaniem wypadków lotniczych na brytyjskim Cranfield University.
Trauma z przeszłości
Był to rzeczywiście tragiczny wypadek. 12 sierpnia 1985 roku rozbił się należący do JAL B747. Z 524 osób na pokładzie zginęło wówczas 520. Powodem katastrofy była niedoróbka mechaników Boeinga. — Ta katastrofa wyryła się mocno w japońskiej kulturze JAL. Tam odpowiedzialność jest zawsze zbiorowa. I zrobili wówczas wszystko, żeby ponownie nie doszło do takiego incydentu. A jeśli coś pójdzie nie tak, to natychmiast wysuwane są wnioski na przyszłość. Jako nauka co można zrobić lepiej — mówił profesor Graham Braithwaite.