Na przełomie maja i czerwca przez podmoskiewskie Szeremietiewo przeszedł Armagedon. Tysiące ludzi koczowało po kilka godzin w halach odbioru bagażu. Nie pomagały skargi pasażerów. Nikt w władz lotniska nie komentował tej sytuacji; ludzie nie dostali też żadnej informacji ani pomocy.
Władze zareagowały dopiero, kiedy zdesperowani ludzie zaatakowali pracowników. Według RIA Nowowsti w ostatni weekend w Szeremietiewie 3,5 tysiąca bagaży wydano z wielogodzinnym opóźnieniem - połowa rejsów miała 1,5-2 godziny opóźnienia w wydawaniu bagaży, a jedna trzecia 3-4 godziny.
Dopiero, gdy sytuację opisały i pokazały media, dochodzenie w sprawie przestrzegania praw konsumentów przez spółkę Szeremietiewo wszczęła moskiewska prokuratura transportowa. A władze lotniska zabrały głos dopiero dziś - 5 maja. Dyrektor generalny lotniska Michaił Wasilenko tłumaczył agencji TASS, że winne są zmiany w procesie dostarczania bagażu, „nieprawidłowe obliczenia" i rosnąca wielkość tego, co ludzie ze sobą zabierają do samolotu.
- Zmieniany technologię. Potrzebujemy innych ludzi i więcej ludzi. Niektóre obliczenia musimy poprawić - mówił niejasno dyrektor. Nie przeprosił pasażerów za kompromitują jakość pracy lotniska. Zapewniał, że dziś wszystko działa już „prawie" normalnie.
Ale normalnie nie jest i nie będzie co najmniej do końca czerwca. Według gazety "Kommersant" lotnisku brakuje ludzi do wyładowywania i załadowywania bagaży. Potrzeba ich dodatkowo nie mniej niż 250, by ruch bagaży na lotnisku odbywał się płynnie. Dotąd to wielkie lotnisko zatrudniało mieszkańców okolicznych miejscowości, ale chętnych, ze względu na małe wynagrodzenia i ciężką, zmianową pracę jest coraz mniej.