Warszawa, Poznań, Wrocław i Łódź – w tych miastach w poniedziałek tysiące taksówek blokowało ulice, domagając się uregulowania kwestii nielegalnych – ich zdaniem – przewoźników. Nie przypadkiem sparaliżowali ruch w miastach, w których działa Uber. Budząca kontrowersje amerykańska aplikacja, łącząca zwykłych kierowców z pasażerami, to obecnie największy wróg branży taxi na świecie.
W Warszawie powolna jazda 2 tys. taksówek doprowadziła do zakorkowania głównych arterii stolicy. – Mit nowoczesnego, wygodnego Ubera musi upaść – podkreśla Artur Oporski, szef Ele Taxi, członek komitetu protestacyjnego.
Krzysztof Urban, dyrektor zarządzający mytaxi w Polsce, twierdzi, że protest ma na celu obronę zasad uczciwej konkurencji na rynku przewozów w Polsce.
– Problemem jest brak jednoznacznego stanowiska rządzących w sprawie funkcjonujących na rynku nielegalnych przewoźników, którzy najczęściej pod przykrywką tzw. ekonomii współdzielenia działają w szarej strefie, wykonując tę samą usługę, co taksówkarze. Nie stosują się jednak do zapisów obowiązującego prawa, zgodnie z którymi muszą działać licencjonowani taksówkarze – tłumaczy.
Kierowcy Ubera nie mają licencji, taksometrów, nie płacą też np. wyższego ubezpieczenia.