"Stoi na stacji lokomotywa. Ciężka, ogromna i pot z niej spływa – tłusta oliwa. Stoi i sapie, dyszy i dmucha. Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha: Buch – jak gorąco! Uch – jak gorąco! Puff – jak gorąco! Uff – jak gorąco”. Kto choć raz oglądał „Przebojową noc”, wie, że stacja nazywa się TVP 1, a lokomotywą jest Natasza Urbańska, którą za ciężkie pieniądze zaprzęgnięto do ciężkiej roboty, by wreszcie, do ciężkiej cholery, telewizja publiczna stała się lekka, łatwa i przyjemna. Urbańska już ledwo sapie, już ledwo zipie, a jeszcze palacz węgiel w nią sypie. Kto jest palaczem, wiadomo, Janusz Józefowicz, a węgiel – też wiadomo po co.
Każdego dopadłby rozstrój żołądka, gdyby musiał co tydzień śpiewać po kilka superszlagierów, za każdym razem zmieniając ciuchy i układ choreograficzny. Martwię się o Urbańską, ale może niepotrzebnie. W końcu – jak się jest pupilką szefowej Jedynki, Małgorzaty Raczyńskiej, to trzeba się liczyć z możliwością zrobienia oszałamiającej kariery. Tyle że wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy wystarczą dziś jedynie telenowelowym epizodystom. Gwiazda tej miary co Urbańska może liczyć na więcej. Na przykład na kartę, wprawdzie nie do bankomatu, ale też można sporo wyjąć. Karta dla Urbańskiej jest dzika i daje jej możliwość udziału w finale krajowych eliminacji do Konkursu Piosenki Eurowizji. W ostatnich latach zawsze było tak, że finalistów rozgrywki o miano tego, który będzie reprezentował ojczyznę na europejskich obchodach kiczu, wyłaniała specjalnie powołana komisja. W tym roku było podobnie, z tym że telewizja publiczna postanowiła nagle przyznać dodatkowo trzy dzikie karty. Nawet dziecko wie, że dwie karty dodano wyłącznie po to, by ukryć przed ciemnym widzem brzydko pachnącą promocję Urbańskiej. Ale cóż jej pozostaje, gdy na nią stawiają. „Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem. I kręci się, kręci się...”. Biznes pod stołem.
Skomentuj na blogu: blog.rp.pl/feusette