Pana ostatnie filmy, m.in. „Lepiej późno niż później”, „Infiltracja”, „Choć goni nas czas” dowodzą, że wybór ról dostosował pan do własnego wieku. Czy to sugestia ludzi od castingu?
Od ponad 30 lat odnoszę sukcesy aktorskie, więc nie musiałem się spotykać z żadnym reżyserem na castingu. To raczej oni przychodzą do mnie z rolami. Swoją drogą literatura i scenariusze nie tworzą ofert dla ludzi po pięćdziesiątce. Sporo czytam i zauważam, że kiedy jakiś bohater ma 65 lat, to czytelnik ma uznać go za postać niemal prehistoryczną, co mnie zawsze bawi. Bo teraz, dla mnie, taki ktoś to młody facet. Miałem sporo porażek i już wcześniej wiedziałem, że nie ma nic gorszego niż uwięzienie polegające na powtarzaniu udanych ról. Bo dla prawdziwego aktora to śmierć. To jednak zdarza się wielu. Zagra raz dobrą rolę i wszyscy chcą, by dalej grał to samo. Kiedy zrobi się to po raz trzeci, to już jest się w sidłach. Mój bohater ze „Swobodnego jeźdźca” był starszy ode mnie, potem więc zagrałem kogoś młodszego. Następnie dla odmiany starszego i znowu młodszego. Mam wrażenie, że przez większość mojej kariery ludzie nie bardzo wiedzieli, ile tak naprawdę mam lat. Teraz nie zagram kogoś, kto ma ich 35. W takiej sytuacji zawsze mówię, że szukam pustego miejsca, które mogę wypełnić. Gdy mnie o to pytano w wywiadach, mówiłem, że chcę przywrócić seksualność bohaterom filmowym po pięćdziesiątce. Nie jestem zwolennikiem podejścia, że tata wszystko wie najlepiej, ale jakoś nie potrafi wytłumaczyć dzieciom, skąd się one wzięły, bez zdejmowania spodni. Całkiem świadomie uznałem, że w tej kategorii wiekowej i dla tej kwestii jest do wypełnienia sporo miejsca na ekranie. Można dać tym postaciom własną seksualność. Przyszło mi to do głowy, kiedy pracowałem z Martinem Scorsese przy „Infiltracji”. Powiedziałem, że trzeba dodać mojemu bohaterowi seksualności i być może... trochę z tym przesadziłem.
Ważne jest, by umieć znaleźć radość. Wygląda na to, że ludzie czasami boją się tego uczucia
W „Choć goni nas czas” razem z Morganem Freemanem sporządzacie listę życzeń do spełnienia przed śmiercią. Jakie trzy rzeczy chciałby pan jeszcze zrobić w życiu?
Ja nie robię żadnych list. Ciągle mnie pytają o ulubione filmy i tym podobne rzeczy. Mogę tylko powiedzieć, że mam ulubione komedie. To „Reguły gry” Renoira i „Matnia” Polańskiego. Jako że dzieci pojawiły się w moim życiu dosyć późno, chciałbym dożyć ich matury. Zawsze chciałem nauczyć się mówić innym językiem, nauczyć gotowania. Byłem tego bliski, bo pracowałem zawodowo jako kucharz, przygotowując hamburgery i hot dogi. Kiedyś miałem taką przygodę w New Jersey, gdzie pracowałem za bardzo długą ladą. Przyszła klientka bardzo wcześnie i zamówiła naleśniki. Nie miałem zbyt wielu zamówień na naleśniki, więc wyszły mi grube z jednej i cienkie z drugiej strony. Myślałem, że tego nie zauważy, ale ona zapytała — Co to jest? Ja rzuciłem je na stół i stwierdziłem: