Ciekawe, czy któryś się teraz przyzna, że ściemniał w żywe oczy. I cóż się obecnie musi dziać w domach ministra Sikorskiego, marszałka Komorowskiego, komendanta, przepraszam, komedianta Palikota. Jak zeskoczyć z karuzeli, którą ktoś włączył bez zapowiedzenia? Jak w biegu opuścić łańcuchowe krzesełko, a jednocześnie się nie połamać?
Bo tu przecież kariera, popularność, zaufanie społeczne i słupki pod sam sufit, a tam? Premier mówi, że tylko żyrandol, weto i pałac. Pałac i weto – znana sprawa, ale żeby w miejsce prezydenckiego fotela żyrandol? Czy to jakaś aluzja do nierówności pod sufitem? Wybory prezydenckie – jeszcze nigdy tak niewielu nie chciało tak niewiele...
Wolne żarty, nie uwierzę. Chcą, tylko się boją, że ich naród nie wybierze. Polacy dawno zrozumieli, że nie każdy może zostać prezydentem. Kandydat musi być przystojny, opalony i nie wylewać za kołnierz. Krótko mówiąc, potrzebny jest celebryta, co to i podpisać, i popisać się potrafi. Nazwiska, które państwu podsuwam, nie pojawiają się na razie w sondażach, ale się pojawią. Po pierwsze Borys Szyc.
Odważny i rozsądny – pokazał się na golasa na okładce „Sukcesu”, ale zasłonił, co trzeba, żeby się ludziska nie śmiali. Prezydent jak malowany. Kolejny kandydat – Tomasz Lis. Jeszcze odważniejszy. Zobowiązał się, że odgryzie sobie jedną trzecią języka, jeżeli Lech Kaczyński nie będzie kandydatem PiS w wyborach prezydenckich.
Oj, nie chciałbym być językiem Lisa, gdyby mu bracia jakiś numer wycięli. Trzeba by zrobić sondę wśród telewidzów: Czy uważasz, że Tomasz Lis powinien dotrzymać słowa? Nie, to zbyt tendencyjne. Czy uważasz, że Tomasz Lis powinien stracić jedną trzecią języka wskutek decyzji PiS?