Teraz jednak zwycięzca ma w herbie miłość, więc chce sprawę załatwić z rozmachem i przytupem, przedkładając Wysokiej Izbie odpowiednie inicjatywy. Obrońcy twierdzy na Woronicza już zbroją się w paragrafy, pod murami zaś największa armia szykuje ustawodawcze tarany. A gdzie dwóch się bije, tam korzysta trzeci. Zajrzyjmy zatem do leśnego obozowiska LiD na planie filmowym. Waśnie i spory pod dębem ucisza strzałem pięścią w telewizor sekretarz generalny Grzegorz Napieralski. Rozgląda się po zebranych wzrokiem, który mówi niewiele. A chodzi o decyzję, kto poprowadzi zjednoczone plemiona lewicy i demokratów do bitwy o OKNUoRiT (Ostateczny Kształt Nowelizacji Ustawy o Radiofonii i Telewizji).

„To jest wybitny fachowiec i wybitna postać na rynku medialnym” – mówi Napieralski. Szmer podniecenia przechodzi przez korony drzew. Sekretarz kontynuuje: „Jest to postać nietuzinkowa. Człowiek, który media publiczne poprowadził w dobrą stronę! Wyszły na prostą!”. Zebrani z okrzykiem radości zeskakują z gałęzi. „Jest to osoba – ciągnie mówca – która została obrzucona błotem! I niestety, bardzo powoli, ale to błoto od siebie odrzuca!”. Ludzie wyjąc ze szczęścia, rzucają się na ściółkę, tarzają w błocie, ściskają i całują, Anita Błochowiak wywija nad głową używaną czerwoną skarpetką, w radiu leci „Prawy do lewego”. Sekretarz chwyta za nóż i wyrzyna na dębie napis „Robert Kwiatkowski”. Konsternacja. Nie wiem, czy w stronę sekretarza lecą włócznie, czy kwiaty. Ale po poniedziałkowym wywiadzie radiowej Jedynki, w którym Napieralski nazywał aferę Rywina „wydumaną, nadmuchaną i wymyśloną”, jedno jest pewne: nie trzeba przykładać ucha do ziemi, by usłyszeć tętent kopyt. Powrót błotnego rycerza. Wkrótce na ekranach.

Skomentuj na blog.rp.pl/feusette