Absolwent krakowskiej reżyserii przyszedł do Rozmaitości w punkowym stroju i zmienił prawie wszystko. Na afiszu podpisał „Bzika tropikalnego” jako Horst D’Albertis. Po premierze odbierał brawa w jawajskiej masce. Mówiło się, że to tajemniczy uczeń Krystiana Lupy. Potem już prawie zawsze sygnował przedstawienia pseudonimami. Ale ważniejsze okazały się teatralne tematy i język.
Przedstawienie oparte było na połączeniu dwóch witkiewiczowskich dramatów „Mistera Price’a” i „Nowego Wyzwolenia”. Interpretowano je również jako parodię egzotycznych powieścideł z początku XX wieku. Jarzyna wyczuł nowy kontekst: kiedy doszło do premiery, przeżywaliśmy zalew „harlekinów” i oper mydlanych. Stawały się jednym z najważniejszych zjawisk kultury masowej.
Młody reżyser, idąc tropem Witkacego, odnalazł w tandetnej, egzaltowanej formie współczesny dramat niespełnienia i nienasycenia ludzi z agencji reklamowych i koncernów. Obracających gigantycznymi pieniędzmi, ryzykującymi co chwilę wszystko. Wyładowujących napięcia i frustracje w alkoholowych, narkotycznych i seksualnych orgiach.
Jarzyna pokazał, że ludy pierwotne i społeczeństwo industrialne epoki elektronicznych mediów różnią się tylko pozornie. W spektaklu zobaczyliśmy czołowych aktorów młodych Rozmaitości – Maję Ostaszewską i Cezarego Kosińskiego. Przedstawienie było grane blisko 200 razy.
[i]Bzik tropikalny