Niesiołowski z siatką na motyle, bracia Kaczyńscy suną tandemem, Szmajdziński zbiera muszelki, a ojciec Rydzyk skarży pani, kto się nie umył... Oczywiście, obóz taki musiałby zostać podzielony na co najmniej cztery strefy, żeby się dzieci nie pozabijały. Zajrzyjmy na pole namiotowe PSL.
Pawlak całymi dniami struga wariata z dębiny, Kłopotek znowu wpakował się w mrowisko. Na campingu lewicy Olejniczak z Napieralskim czternastą godzinę tną w badmingtona, rozstrzygnięcia nie widać. Cimoszewicz wlazł na sosnę i wypatruje Kwaśniewskiego, który właśnie spadł z materaca.
Idziemy dalej, na camping PiS. W świetlicy telewizyjnej Kurski ćwiczy teorię surfingu na desce do prasowania. Ziobro za karę obiera ziemniaki, zabawiając przy tym Kempę, która zgłosiła się na ochotnika, bo i młoda, i z doświadczeniem.
Największy obóz ma PO. Stoły do ping-ponga wielkości kortów tenisowych, bramki na boisku jak przęsła mostów, namioty jak hangary lotnicze. A przy ognisku z kiełbasami na patykach wielcy ludzie dyskutują o wielkich sprawach. Jeśli rozrywka, to szachy, czterech na czterech.
Premier nie gra, ale ma prawo do trzech ruchów. Młodzi na polanie układają puzzle, które zawisną kiedyś w Pałacu Prezydenckim. Czy ktoś widział Janusza Palikota? Nikt, ale przecież o to chodzi w wojskowym przebraniu.