I toczy się niespiesznie na marginesie politycznych i społecznych wydarzeń owego czasu. Ona – altruistka, choć od lat niewidoma, była mu sekretarką, matką, pierwszą czytelniczką, pocieszycielką w nieszczęśliwych homoseksualnych miłościach. On – artysta niezwykle egocentryczny, zamknięty w swym geniuszu abnegat, łaskawie pozwalał sobie pomagać. Przychodził i odchodził, kiedy chciał. Mężczyzna humorzasty, nieznośny, często wobec przyjaciółki wręcz opryskliwy, potrafił jednak wyciągać ją z depresji, zapraszać na wyprawy w nieznane nocnymi autobusami, tłumaczyć jej świat, którego sama zobaczyć nie mogła.