Alina Margolis jako kilkuletnia dziewczynka dostała od Falskiego egzemplarz jego słynnej czytanki z dedykacją: „Ali z elementarza – autor". Nie było to dla niej nic niezwykłego, bo przyjaźnił się z jej rodzicami, cenionymi lekarzami, i w książce utrwalił także jej młodszego brata Janka. Bajkowe dzieciństwo przerwała wojna – gdy wybuchła, Alina miała 17 lat. Od 1 grudnia 1939 roku podobnie jak cała jej rodzina musiała nosić opaskę z gwiazdą Dawida i przeprowadzić się do getta.
W filmie Edyty Wróblewskiej opowiada jednak, że nie był to dla niej najgorszy czas, bo mogła uczyć się w szkole pielęgniarskiej dającej ochronę przed przerażającą rzeczywistością. W mundurku, którym była różowa sukienka w białe pasy, pomagała razem z koleżankami ratować umierające na gruźlicę dzieci. Kiedy matka pomogła jej wyjść z getta, skorzystała z tej możliwości na bardzo krótko. U zaprzyjaźnionych lekarzy przebywała do chwili, gdy zobaczyła w ich oknie kwiaty i naczynie ze śmietaną – wówczas rarytasem. Wtedy uświadomiła sobie, że tych dóbr nie obejrzą nigdy malcy z getta, i poczuła się nieswojo. Nie chciała być uprzywilejowana. Wróciła.
Po wojnie skończyła medycynę, została lekarzem pediatrą i wyszła za mąż za Marka Edelmana. Urodziła dwoje dzieci, ale wciąż najbardziej interesowało ją pomaganie innym. Opiekowała się dziećmi chorymi na cukrzycę, organizowała dla nich kolonie, na które nie zabierała nawet własnych pociech, by nie być posądzaną o interesowność. Punktem zwrotnym okazały się wydarzenia Marca 1968 roku. Postanowiła wyjechać z dziećmi do Francji. Tam przez długi czas pracowała poniżej kwalifikacji, wykonując monotonne analizy krwi szczurów – i właśnie o tym okresie życia opowiada jako o najkoszmarniejszym. Skończył się, gdy odpowiedziała na ogłoszenie poszukujące lekarzy na wyjazd na Morze Chińskie, mających ratować Wietnamczyków uciekających z komunistycznego Wietnamu. To było to. Związała się z organizacją Lekarze Świata i odtąd systematycznie wyjeżdżała do tak odległych zakątków globu, jak Salwador czy Czad. Założyła też w Polsce Fundację Dzieci Niczyje, a także SOS Pomoc Chorym.
– Uważam, że człowiek jest najgorszym ze zwierząt, i myślę, że ludzie są podli – mówiła z goryczą. I dodawała, że nie wierzy w Boga, choć tego żałuje, bo wówczas byłoby jej znacznie łatwiej żyć.
Zmarła w 2008 roku w Paryżu.