Gothic, industrial i black metal to były trzy style muzyczne, które znalazły rzesze miłośników nie potrafiących się odnaleźć w głównym, grzecznym nurcie trendów.
– Gdyby określać je kolorem, były zimne. W odcieniach szarości i czerni, ale z jaskrawymi plamkami – wspomina jeden z muzyków tamte czasy. – Z jednej strony wszyscy żyli w strachu przed bombą jądrową i wojną, a z drugiej w atmosferze karnawału.
Zespoły głosiły apokalipsę i przewidywały scenariusze możliwej wojny nuklearnej. „Słońce jest wysoko, gdy ciebie wieszają…” – głosiła jedna z kultowych piosenek. Ale inne teksty też bywały krwawe i pełne okrucieństwa, bo, jak przypominają muzycy, piękno ma zawsze swoją ciemną stronę, a świat podziemi jest potrzebny, by przez podróż do niego odnaleźć głębię duszy. Nie powinny zatem istnieć tylko lekkie i radosne rzeczy.
Twarze muzyków zdobiły ciemne makijaże i atrybuty grozy. Ciemny świat black metalu był wówczas antidotum i odskocznią od tenisowej opaski na czole, wyścigu szczurów, cukierkowej stylistyki popu i fitnesowej manii. Pojawiła się moda na instruktażowe filmiki aerobicu. Początek kultu ciała głosiły Oliwia Newton-John, Jane Fonda.
– Robiliśmy dużo hałasu i straszyliśmy ludzi – śmieje się Jaz Coleman z Killing Joke. – Szampan lał się strumieniami, a my żyliśmy tak, jakby nie było jutra.