W utworze "Przed odejściem w stan spoczynku" autor sportretował niemiecką drobnomieszczańską rodzinę ze wszystkimi możliwymi patologiami. Wierność ideom narodowego socjalizmu łączy się z pedofilią i kazirodztwem. Główna bohaterka Wera wykorzystuje seksualnie głuchoniemą służącą, pastwi się psychicznie nad przykutą do wózka siostrą Klarą i w dodatku sypia z bratem Rudolfem.
Ta żyjąca pod jednym dachem trójka rodzeństwa co roku obchodzi uroczyście urodziny Himmlera. W sztuce pojawiają się rekwizyty przeszłości: mundur SS, wojenne zdjęcia, kłamstwa hitlerowskiej propagandy zaprzeczającej istnieniu obozów koncentracyjnych.
Przed kilkoma laty inscenizacja Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże trafiła w swój czas, bo zbiegała się z głośnymi nie tylko w Niemczech dyskusjami na temat wypędzonych i próbami gloryfikacji III Rzeszy.
Dziś utwór wydaje się bardziej uniwersalny niż kiedykolwiek. Nietrudno bowiem dojść do przekonania, że Bernhard, choć pisze o Niemcach, demaskuje fałszywie rozumianą tolerancję wobec wszystkich reżimów. Karci ludzi z wadami pamięci. Zarówno nazistów wychwalających Hitlera, jak i Rosjan sławiących Stalina. Ale przecież nie tylko. Jego bohaterami mogliby np. być emerytowani funkcjonariusze służb bezpieczeństwa, którzy gloryfikując pamięć o PRL, zapominają o terrorze, jakiego byli sprawcami.
Niestety, Michał Kotański, reżyser inscenizacji "Przed odejściem w stan spoczynku" w warszawskim Teatrze Studio, zawiesił swoje przedstawienie w próżni. Podczas niemal trzygodzinnego widowiska oglądamy podręcznikową opowieść o złych Niemcach.