Czarne krzesło i białe krzesło. Na jednym siedzi Ona w czarnej sukience w białe kropki – pomysł pożyczony od pani Stefanii. Tyle że jej ubranie było po jednej stronie kolorystycznie odwrotne. Bo dlaczego nie?
Na drugim krześle siedzi On. Czarna marynarka, przykrótkie spodnie, narzucające się swoją obecnością białe skarpetki.
Scena pierwsza. „A wiesz Słoniu, jak my dawno jesteśmy już małżeństwem?” – mówi Ona. „Trzy tygodnie i dwa dni, Serduszko” – odpowiada On. „A tak się kochamy, jak byśmy byli dopiero co po ślubie” – rozpromienia się Ona.
Scena druga. On i Ona śpiewają słowami Jurandota o tej Wiśniewskiej, z którą to pitigrilił się hrabia Rodryg.
Scena trzecia. W teatrze. On, dentysta, mówi Jej, że czeka ich świetna sztuka. Widział ją już pięć razy, bo zrobił szczękę głównej aktorce i ona mu ją teraz odgrywa. „Jeszcze mi się osiem razy należy” – stwierdza.