Potem Thomas i jego ojciec docierają do zamku Hochgobernitz, gdzie mieszka książę Saurau z rodziną. W powieści Bernharda czytamy, że gdy tylko przybyli na zamek „powiedziano, że książę jest na murze, zewnętrznym albo wewnętrznym". W taki też sposób podzielone są ostatnie części przedstawienia. Jedna ukazuje zewnętrzny świat księcia Saurau, kolejna – jego świat wewnętrzny. Te poziomy narracji są podrzędne wobec historii podróży ojca i syna, którzy – niczym Dante z Wergilem czy Faust z Mefistem — zstępują w kolejne kręgi piekieł.
Fenomenalny Thierry Bosc oddaje wszelkie aspekty fizyczności oraz meandry psychiki księcia Saurau, tej postaci-monstrum, jednej z najbardziej fascynujących w całej twórczości Bernharda. I już do końca scena staje się teatrem myśli, działań, obsesji, wizji i pragnień księcia, które skupiają wszelkie choroby i całe szaleństwo współczesnego świata. Będziemy świadkami jego życia, nieszczęść i nienawiści bliskich, jego samotności, bezradności, cierpienia i strachu przed śmiercią, a w końcu jego marzeń, projekcji i koszmarów.
Czym jest tytułowe zaburzenie? Dla księcia to szumy, które przenikają go dniem i nocą, w najpotworniejszy sposób „rzutują" go we własną śmierć. Dla Thomasa i jego ojca to moment, gdy zatrzymują się na drodze, żeby na czas wypalanego papierosa pobyć ze sobą, poznać się, przypatrzeć się sobie. Dla „austriackich pięknych ptaków" to każdorazowa wizyta doktora przypominająca o kalectwie i nieuchronności śmierci, ale i o tym, że na zewnątrz istnieje normalny, niedostępny im, świat.
Reżyseria Lupy w sposób prosty i przejmujący niuansuje elementy barbarzyńskiego świata powieści Bernharda. Powolny rytm przedstawienia pozwala widzowi dogłębnie doświadczyć tego świata, stać się na cztery godziny jego częścią. Mistrzostwo Lupy przejawia się też w precyzyjnym przetransponowaniu kilku jednoczesnych narracji powieści na język teatru. Aktorzy grają wyśmienicie bez wyjątku, a Książę Thierry Bosca to kreacja wybitna.
O scenografii Lupy i kostiumach Piotra Skiby można pisać tylko w superlatywach. Decydują o wyjątkowo pięknej stronie estetycznej spektaklu. „Zaburzenie" zapisze się – obok innych przedstawień bernhardowskich: „Kalkwerku", „Rodzeństwa" czy „Wymazywaniu" – jako jedno z najlepszych dokonań tego reżysera. A świadczą o tym – pełna sala Theatre Colline i długotrwałe owacje widzów, którzy każdego wieczora pozostają do końca, mimo perspektywy ucieczki ostatniego metra...