Nie wiemy, kim lub czym jest tytułowy wij. Równie dobrze może pochodzić z zaświatów, jak być sennym widziadłem lub wytworem wyobraźni.
Łukasz Kos rzecz opatrzył dopiskiem „Ukraiński horror", co z pozoru wydaje się świetnym marketingowym zabiegiem, zważywszy, że Europa z zapartym tchem śledzi od roku to, co dzieje w tej części kontynentu i co zdaje się przypominać senny koszmar, gdyby nie działo się naprawdę. Przedstawienie „Wij. Ukraiński horror" nie jest jednak skażone bieżącą publicystyką, choć może być odczytane jako artystyczna odpowiedź na wydarzenia na Krymie i we wschodniej Ukrainie. Pokazuje bowiem, jak rodzi się zło o współczesnej twarzy.
Przede wszystkim Łukasz Kos sięga do źródła literackiego gatunku, jakim jest horror i podkreśla, że powstał on z gawędy, z opowieści toczonych w mroku rozświetlanym jedynie blaskiem paleniska lub nikłym kagankiem. Horror to efekt strachu i bujnej wyobraźni, która ten strach potęgowała. Nastawiony na wywołanie lęku miał terapeutyczne właściwości, bo wywołany sztucznie pozwalał przezwyciężyć tę prawdziwą, mającą źródło w człowieczej samotności, egzystencjalną bojaźń.
Przymiotniki „ukraiński" odsyła spektakl do regionu, skąd Gogol pochodził i do folkloru, którym przesiąkł w dzieciństwie, a potem czerpał obficie w swej twórczości. Od pierwszej sceny reżyser buduje napięcie, podkręca emocje. Oswojoną codzienność prawosławnego seminarium czy wiejskiego chutoru przenosi w inny, pozaziemski wymiar. Ta opowieść niespiesznie wciąga w Gogolowski świat widza i intryguje coraz bardziej dzięki niedopowiedzeniom. Cerkiewne śpiewy, ukraińskie dumki, skoczne tańce kozaków tworzą dość egzotyczny, a przecież dla Polaków, którzy żyli z Ukraińcami od wieków, również swojski klimat przedstawienia.
„Wij. Ukraiński horror" to jednak tylko pozornie folklorystyczna teatralna ciekawostka, dobrze skrojona dramaturgicznie i zgrabnie zagrana. Jeśli przeanalizuje się głębiej to, co widzimy na scenie, okazuje się, że realizatorzy spektaklu stawiają za Gogolem fundamentalne pytania, czym jest zło, jak się ono rodzi i w jaki sposób się uosabia. I podobnie jak Gogol, tropiąc w człowieku diabła, nie dają jednoznacznej odpowiedzi, gdzie on jest.