Reżyserzy widzą we mnie intelektualistę

Przed premierą "Słonecznych chłopców" w warszawskim Teatrze Powszechnym aktor w rozmowie z "Rzeczpospolitą" opowiada, dlaczego wystąpi w roli, jakiej dawno nie zagrał.

Aktualizacja: 19.09.2008 14:14 Publikacja: 18.09.2008 20:36

Zbigniew Zapasiewicz i Franciszek Pieczka w "Słonecznych chłopcach"

Zbigniew Zapasiewicz i Franciszek Pieczka w "Słonecznych chłopcach"

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

"Słoneczni chłopcy" Neila Simona to historia dwóch aktorskich wyjadaczy, którzy wobec widzów tworzyli zgrany tandem, natomiast prywatnie mocno się kłócili. Jak pan ocenia swoje możliwości w komedii?

Zbigniew Zapasiewicz:

W tej zgrabnej komedii o steranych aktorach, którzy mimo serdecznej przyjaźni uwielbiali się prowokować, jest coś bardzo prawdziwego. Nie jest to utwór typowo rozrywkowy. Grałem w życiu wiele ról komediowych, aczkolwiek reżyserzy, skłonni obsadzać ludzi według ich zewnętrznego oglądu, zaklasyfikowali mnie jako aktora, który umie udawać, że jest intelektualistą. Może dlatego po mojej roli w komediowym "Kwartecie" Harwooda recenzenci pisali, że Zapasiewicz lata w peruczce. Nie mam pretensji o taką ocenę. Dziwi mnie natomiast, że wykazali nieczułość na to, co dla mnie w tym zawodzie jest czułe. Z dużą przyjemnością z Franciszkiem Pieczką i kolegami próbujemy tę komedię, z dobrze napisanymi przez Simona charakterami. Moja rola w tej sztuce jest całkiem inna od tego, do czego w ostatnich latach przyzwyczaiłem widzów. Pozwala mi wrócić do środków, których dawno nie miałem okazji użyć.

Bohaterowie sztuki partnerowali sobie od lat. Tymczasem pan i Franciszek Pieczka…

My z Frankiem bardzo dobrze się znamy, przeszło 50 lat. Jesteśmy z jednego pnia – byliśmy razem na studiach, choć on dwa lata wyżej, uczyli nas ci sami profesorowie. Franek dużo pracował w kinie. W innym niż to, w którym ja grywałem, ale kilkakrotnie spotkaliśmy się na ekranie. Jest świetnym, zawsze solidnie przygotowanym zawodowcem. Na próby przychodzi z gotową propozycją, czego mu nawet zazdroszczę. Ja pracuję troszkę inaczej, ale to sprawa metody, nie charakteru. W szczegółach rozwiązań jakiejś sceny możemy się różnić, ale zasadniczo doskonale się rozumiemy.

Z tekstu wynika, że panowie powinni być w konflikcie.

Te spory też nie są prawdziwe, bo obaj partnerzy nie angażują się w nie do końca. Zgrzyta między nimi nie dlatego, że się nie lubią, tylko dlatego, iż uwielbiają się kłócić. Za chwilę się godzą i normalnie rozmawiają.

Czy kłótnie na próbach są niezbędne, żeby powstało dobre przedstawienie?

Spór w teatrze to wspólne poszukiwanie rozwiązania. Jest zawsze, choć bardziej rozgrywa się na płaszczyźnie aktor – reżyser niż aktor – aktor. Jeżeli wykonawca całkowicie nie zgadza się z propozycjami reżysera, i na odwrót, to porozumienie znika. Tymczasem aktor z aktorem może się zetrzeć, w każdej pracy jest to normalne. Nie są to spory natury zasadniczej i nie przenosimy ich na płaszczyznę naszego życia prywatnego, tylko idziemy razem do bufetu na kawę. Przecież jesteśmy zawodowcami. Nie kłócimy się dalej, bo byśmy powariowali.

W "Czarownicach z Salem" jako apodyktyczny sędzia kładzie pan na stole laskę ze srebrną rączką tak władczym gestem, że wszyscy truchleją. Czy pana postać w "Słonecznych chłopcach" to kieszonkowa wersja tyrana?

Mój bohater tyranizuje otoczenie troszkę inaczej – swoją przekorą, chytrością, złośliwością. Nie robi tego świadomie, tylko, jak to stary człowiek, bawi się sytuacją. Ma poczucie humoru, nie traci też dystansu do siebie.

Czy granie w komedii wymaga szczególnych środków?

Moim zdaniem tak. Dobrze napisana komedia składa się z paradoksalnych sytuacji, w których małe sprawy urastają do kosmicznych wymiarów. Wtedy robi się zabawnie. Ważna jest umiejętność zakomunikowania widzowi paradoksu, podawania żartu, puenty, co fenomenalnie opanowała Irena Kwiatkowska. Każdy jej skecz czy piosenka to konstrukcja jakiejś postaci. Inny mistrz takiego skrótu to Wiesław Michnikowski, bo pod słowami "Jeżeli kochać, to nie indywidualnie" jest przecież żywy człowiek. Jednak w komedii obok poczucia humoru aktora równie ważne jest poczucie humoru widza.

"Słoneczni chłopcy" Neila Simona to historia dwóch aktorskich wyjadaczy, którzy wobec widzów tworzyli zgrany tandem, natomiast prywatnie mocno się kłócili. Jak pan ocenia swoje możliwości w komedii?

Zbigniew Zapasiewicz:

Pozostało 94% artykułu
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie