Ta historia z pewnością trafi do kobiet, z myślą o których Krystyna Janda dobierała repertuar na najmniejszą scenę mieszczącą się w holu jej teatru. Głównym tematem realizowanych tu sztuk stała się kobiecość, najdalsza jednak od przeciętnych romansideł. Janda zdecydowała się na literaturę niejednokrotnie kontrowersyjną, współczesną i drażniącą – i odniosła sukces.
Fioletowe Pończochy wdarły się przebojowo na mapę stołecznych scen. Spektakle takie jak „Badania terenowe nad ukraińskim seksem” według książki Oksany Zabużko grane przez Katarzynę Figurę czy „Stefcia Ćwiek w objęciach życia” Dubravki Ugresic z Agnieszką Krukówną w roli głównej co wieczór ściągały tłumy. A „Ucho, gardło, nóż” według książki Verdany Rudan w wykonaniu samej Jandy zostało uznane za jeden z jej najlepszych monodramów.
Pomiędzy otwarciem nowej sceny Fundacji Krystyny Jandy Och-Teatru, plenerowymi spektaklami na placu Konstytucji a premierami na dużej scenie Polonii, Fioletowe Pończochy zostały nieco na uboczu. Wracają jednak z początkiem nowego sezonu, właśnie premierą „Kantaty na cztery skrzydła”.
Wprawdzie autorem sztuki jest mężczyzna – Robert Brutter (pod tym pseudonimem ukrywa się Andrzej Grembowicz, scenarzysta m.in. seriali „Ekstradycja” czy „Ranczo”), ale główną bohaterką swojej sztuki uczynił on zdesperowaną kobietę topiącą smutki w alkoholu i planującą samobójstwo. Od tej decyzji usiłuje odwieść ją osobisty Anioł Stróż.
Ponieważ jednak okazuje się nie dość skuteczny, pojawia się kolejny anioł: młody i energiczny. Obaj nie tylko będą próbowali uświadomić kobiecie, jak wygląda życie po śmierci, ale nawet uchylą przed nią na chwilę drzwi piekła. Pomiędzy żartami, których nie brak w tekście Bruttera, wspólnie z widzami zastanowią się całkiem poważnie nad sensem życia.