W tej piosence Włodzimierza Korcza z filmu „Lata dwudzieste, lata trzydzieste” trudno doszukać się fałszu. Schody pomagają zarówno rewii, jak i musicalowi. A bez nich jakoś tak pusto jest.
Jak można je ograć i wykorzystać przypomną sobie widzowie „Hello, Dolly” – spektaklu Gliwickiego Teatru Muzycznego z 2003 roku. 28 lutego w Sali Kongresowej w świat jednego z najsłynniejszych na świecie musicali wprowadzi ich Bogusław Kaczyński.
A wystąpią soliści, chór, balet i orkiestra GTM pod dyrekcją Wojciecha Rodka oraz jedna z najciekawszych polskich gwiazd operetkowych i musicalowych Grażyna Brodzińska (w roli tytułowej). Według recenzentów warto zwrócić uwagę także na parę śląskich artystów Michała Musioła (Kornel Hackl) i Wiolettę Białk (Irena Molloy).
Dolly Levi Gallagher to nowojorska swatka, która jest już zmęczona kojarzeniem par. Chce coś wreszcie zrobić dla siebie, dlatego też podejmuje śmiałą próbę wydania się za... milionera. Czyli bogatego sklepikarza Horacego Vandergeldera. Oczywiście dla niego oznacza to przewrócenie do góry nogami całego świata.
Wystawić słynny musical Jerry’ego Hermana sprzed kilkudziesięciu lat nie jest wcale łatwo. Udane broadwayowskie spektakle i filmowa wersja z Barbrą Streisand w roli głównej stawiają bardzo wysoko poprzeczkę. Oczekiwania publiczności są ogromne, bo ona dorastała z tym musicalem, a dziś jest dojrzalsza i ma nowe upodobania. A jednak „Hello, Dolly” wciąż śmieszy. I nadal się podoba, bo Gliwicki Teatr Muzyczny zrealizował swój spektakl barwnie i z rozmachem.