Tańcząca formacja standardowa

ROZMOWA: Antoni Czyżyk, dyrektor Centrum Spotkań Europejskich Światowid, założyciel i trener Formacji Standardowej LOTOS – Jantar, organizator Mistrzostw Świata Formacji Standardowych

Publikacja: 22.09.2010 12:30

Tańcząca formacja standardowa

Foto: Rzeczpospolita

Red

[b]Rz: Kiedy po raz pierwszy pomyślał pan o stworzeniu formacji?[/b]

[b]Antoni Czyżyk:[/b] W połowie lat 90. Miałem świetnych tancerzy w Elbląskim Klubie Tańca „Jantar”. Klub stawał się jednym z najlepszych w Polsce. To był fenomen. Byłem człowiekiem znikąd. Owszem, miałem wieloletnie doświadczenie w tańcu ludowym, ale towarzyskiego uczyłem się razem z młodzieżą. Z przyjacielem Jerzym Miotkiem, ówczesnym wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Tanecznego, wymyśliliśmy, że stworzymy zespół formacyjny.

[b]Jakie były początki?[/b]

To była pierwsza formacja w Polsce tańcząca standard. Owszem, wielkie sukcesy odnosiła grupa Mirage Olsztyn, ale w łacinie. My postawiliśmy sobie ambitny cel, że zdobędziemy mistrzostwo Polski. Okazało się jednak, że nic nie wiedzieliśmy o budowaniu formacji. Poprosiliśmy więc o pomoc trenerkę z Mołdawii, Swietłanę Gozun. Zdobyła ze swym zespołem medale mistrzostw świata i Europy. Wydawało nam się wtedy, że tanecznie i kondycyjnie tak świetnie sobie radzimy, że pod jej okiem wystarczą trzy – cztery dni treningów. Rzeczywistość niestety okazała się bardziej brutalna. Treningi po osiem – dziesięć godzin, sposób prowadzenia zajęć ostry, bardzo stanowczy. Moi tancerze nie byli do tego przyzwyczajeni. Obtarte stopy, ciągłe nerwy, łzy tancerek. Wychodziłem z sali, bo nie mogłem na to patrzeć. Na dodatek spadło na mnie wiele rzeczy logistycznych – stroje, muzyka, wyjazdy na turnieje. Momentami to wszystko przytłaczało.

[b]W 1995 roku po raz pierwszy wystąpiliście na mistrzostwach Polski.[/b]

Tak. To była ciężka praca, żeby zdążyć się przygotować. Mistrzostwa odbywały się w Elblągu, organizowaliśmy je jeszcze jako Wojewódzki Ośrodek Kultury. Nasza formacja była jedyną tańczącą standard, więc wiedzieliśmy, że zdobędziemy pierwsze miejsce. Nie wiedzieliśmy jednak, czy sędziowie uznają, że już reprezentujemy na tyle wysoki poziom, by przyznać nam tytuł mistrza Polski. Pamiętam, że ogłoszeniu wyników towarzyszyły olbrzymie nerwy. Gdy jednak otrzymaliśmy tytuł, radości nie było końca. To oznaczało, że reprezentujemy Polskę na mistrzostwach Europy i świata. Dziś wiem, że decyzja sędziów była w pewnym sensie kredytem zaufania. Z perspektywy czasu wiem, że nie zawiedliśmy.

[b]Pierwszy zagraniczny wyjazd?[/b]

To był Stuttgart. Trenowaliśmy do nocy. Na dodatek to były czasy obowiązkowych wiz. Wiele osób po raz pierwszy wyjeżdżało na Zachód, więc emocje były wielkie. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Autokar, którym jechaliśmy, w Słubicach musiał mieć wymienioną chłodnicę. Po 100 kilometrach pękł jakiś wąż, więc znowu mieliśmy przymusowy postój. W końcu dotarliśmy. Zakwaterowano nas w czterogwiazdkowym hotelu. To był luksus, którego w Polsce nie znaliśmy. Próba parkietu była rankiem. Wchodzimy na halę, a moi tancerze są totalnie zdezorientowani. Hala była olbrzymia, na siedem tysięcy widzów. Podczas prób tracili orientację.

[b]Jak formacja wypadła podczas tamtych mistrzostw?[/b]

To był sukces i mieliśmy jego świadomość. Zaledwie dwa miesiące intensywnych treningów i weszliśmy do półfinału, zajmując ex aequo z inną drużyną IX – X miejsce. Bardzo się cieszyliśmy. Podczas mistrzostw świata rzeczywistość wylała na nas kubeł zimnej wody. Nie weszliśmy do półfinału. Po prostu nie przycisnęliśmy treningów.

[b]To zmotywowało wszystkich do cięższej pracy?[/b]

Tak, na pewno. Ale i ja, jako trener, po tych mistrzostwach byłem mądrzejszy. Wiedziałem już, że bez wsparcia najlepszych nie damy rady. A ambicje mieliśmy duże. Wtedy dominowały niemieckie formacje. Pomyślałem, że dobrze byłoby nawiązać kontakt z trenerem, ale nie pierwszej czy drugiej formacji, bo trudno byłoby od nich oczekiwać pełnego zaangażowania w naszą, ale z trenerem trzeciej czy czwartej drużyny. Tak poznałem Ariane Schiessler, z którą od 1997 roku nieprzerwanie współpracuję. Efekty przyszły szybko. Tego roku weszliśmy do półfinałów mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Pamiętam, że w niemieckich gazetach pojawiły się recenzje, że nasza formacja to bardzo młodzi ludzie, ale następny w ich karierze będzie finał.

[b]I tak się stało?[/b]

Tak. To było okupione bardzo ciężkimi treningami. Zorganizowaliśmy specjalne zgrupowania w Niemczech. Pomogli nam sponsorzy i w 1998 roku byliśmy w finale mistrzostw Europy i po raz pierwszy z mistrzostw świata przywieźliśmy brąz. Rok później zdobyliśmy złoto.

[b]W tym roku powtórzycie sukces?[/b]

Zrobimy wszystko, by tak się stało. Jesteśmy dobrze przygotowani. Wprowadziliśmy niezwykle nowoczesne rozwiązania choreograficzne, tancerze potrafią bardzo szybko wykonywać skomplikowane figury. Mam nadzieję, że sędziowie to docenią.

[b]Rz: Kiedy po raz pierwszy pomyślał pan o stworzeniu formacji?[/b]

[b]Antoni Czyżyk:[/b] W połowie lat 90. Miałem świetnych tancerzy w Elbląskim Klubie Tańca „Jantar”. Klub stawał się jednym z najlepszych w Polsce. To był fenomen. Byłem człowiekiem znikąd. Owszem, miałem wieloletnie doświadczenie w tańcu ludowym, ale towarzyskiego uczyłem się razem z młodzieżą. Z przyjacielem Jerzym Miotkiem, ówczesnym wiceprezesem Polskiego Towarzystwa Tanecznego, wymyśliliśmy, że stworzymy zespół formacyjny.

Pozostało 90% artykułu
Taniec
Trzy nosy Pinokia. Premiera Polskiego Baletu Narodowego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Taniec
Josephine Baker: "zdegenerowana" artystka w spódniczce z bananów
Taniec
Agata Siniarska zatańczy na festiwalu w Berlinie
Taniec
Taneczne święto Indii
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Taniec
Primabalerina z Teatru Bolszoj opuściła kraj. "Wstydzę się Rosji"