Cottbus, czyli Chociebuż, jest drugim co do wielkości miastem w Brandenburgii, położonym 25 km od granicy z Polską. W minioną sobotę prawie 2 tysiące mieszkańców miasta wyszło na ulice z transparentami „Schnauze voll" (Po dziurki w nosie) i „Grenzen dicht" (Zamknąć granice).
Organizatorem demonstracji była organizacja Zukunft Heimat (Przyszłość ojczyzny). Zdaniem gazety „Lausitzer Rundschau" jest to organizacja skrajnie prawicowa. Podobnego zdania jest brandenburski Urząd ds. Ochrony Konstytucji.
Zukunft Heimat organizuje podobne akcje od dawna, ale nigdy nie uczestniczyło w nich tyle osób co w ubiegłym tygodniu. Była reakcją na dwa wydarzenia, które zbulwersowały mieszkańców. Kilka dni przed protestem w czasie bójki dwóch młodych Syryjczyków z młodymi Niemcami jeden z tubylców odniósł liczne rany nożem. Nieco później młody uchodźca groził nożem parze mieszkańców w centrum handlowym. We wtorek wieczorem w tymże centrum dwóch uchodźców zaczepiało słownie Niemców, zostali zatrzymani, gdy trafili na policjanta w cywilu.
– Ludzie są podenerwowani i zaniepokojeni – mówi „Rzeczpospolitej" Jan Gloszmann, rzecznik władz miasta. Na ich wniosek wzmocnione zostały patrole policji i innych służb. Chociebuż to miasto akademickie, w którym co 12. mieszkaniec jest przybyszem. – Mamy wiele problemów związanych z niepewną przyszłością energetyki opartej na węglu brunatnym. Już to wprowadza poczucie braku stabilizacji i perspektyw na przyszłość. Pojawienie się w takiej sytuacji dużej liczby uchodźców i imigrantów nie przyczynia się do uspokojenia nastrojów – tłumaczy Jan Gloszmann.
Protesty przeciwko osiedlaniu uchodźców nie są w Niemczech niczym nowym. Jednak protestów na taką skalę jak w Chociebużu nie notowano w Niemczech od dawna. Ale też nie wszędzie w Niemczech nastroje antyimigranckie są tak silne jak w południowej Brandenburgii.