Bruksela od miesięcy jest pochłonięta projektem przyszłego unijnego budżetu i zamierza się tym zajmować jeszcze dwa lata. Szykuje się także do nowego rozdania stanowisk w unijnej centrali po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2019 roku.
Wszystko to staje się jednak drugorzędne po powołaniu w weekend pierwszego populistycznego rządu w kraju założycielskim Unii. Choć pod naciskiem prezydenta Sergio Mattarellego, kluczowego resortu finansów nie obejmie zwolennik wyprowadzenia kraju z euro Paolo Savona, to jego miejsce zajmie Giovanni Tria, który chce całkowicie zmienić zasady funkcjonowania strefy euro, w tym limity deficytu budżetowego, a może i system sztywnych parytetów dawnych walut narodowych.
„Zanim powiem, czemu uważam, że Włochy nie powinny wyjść z euro, zadam pytanie, jakie są warunki przetrwania wspólnej waluty" – napisał, do tej pory nieznany, profesor ekonomii.
Hardo o zasadach Unii i polityce prowadzonej przez Niemcy wypowiadał się trzy lata temu inny populistyczny przywódca, premier Grecji Aleksis Cipras. W końcu jednak musiał co do joty przyjąć żądania Berlina.
Ale ci, którzy liczą, że tak samo skończą populiści w Rzymie, mogą ciężko się zawieść. Włochy, trzecia gospodarka strefy euro, ma tak kolosalny dług (2,2 bln euro), że nawet Niemcy nie byłyby w stanie go spłacić. Bankructwo włoskiego państwa mogłoby więc doprowadzić do implozji całej unii walutowej. Nowy włoski premier Giuseppe Conte, a raczej stojący za nim liderzy Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S) Luigi Di Maio i Ligi Matteo Salvini, mają więc w negocjacjach z Angelą Merkel równie silne karty.