Oczywiście trucizny testowano na ludziach, dlatego laboratorium przeniesiono z kwatery głównej NKWD na moskiewskiej Łubiance do ustronnego budynku przy Zaułku Warsonofjewskim. Parter i pierwsze piętro kamienicy zostały podzielone na doświadczalne cele, do których w miarę potrzeb dowożono „materiał ludzki". Byli to więźniowie z wyrokami śmierci. Choć zdarzało się, że dostarczano kryminalistów, to większość ofiar zbrodniczych eksperymentów stanowiły osoby skazane z politycznego art. 58 kodeksu karnego. Udowodniono, że wśród kilku tysięcy ofiar eksperymentów byli: Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Bałtowie, a z czasem niemieccy i japońscy jeńcy wojenni. Działanie każdego preparatu testowano na grupach dziesięcioosobowych. Więźniów faszerowano zastrzykami, ich skórę spryskiwano płynami lub aerozolami. Za bardzo obiecujące uznano zatruwanie odzieży, rzeczy osobistych ofiar oraz jedzenia. Na bezbronnych ludziach próbowano skuteczności zatrutych ostrzy, a nawet strzelających trucizną wiecznych piór. Tuż po II wojnie światowej do listy męczarni dodano rozpryskowe pociski nafaszerowane chemikaliami, o których tak marzył Lenin. Jedno jest pewne: więźniowie umierali w męczarniach. „Badania" rozciągały się na 10–14 dni, bo taki był czas zgonu w zależności od preparatu, jego dawki i formy przyjęcia. Gdy ofiary umierały zbyt długo, były dobijane przez strażników. „Naukowcy" NKWD–MGB popełniali samobójstwa, kilku oszalało, większość stała się alkoholikami, topiąc sumienie w hektolitrach spirytusu.
Stalinowscy kilerzy
Najczęściej Majranowski nie wiedział nic o przeznaczeniu trucizn. Do jego obowiązków należało wydanie preparatów oraz szkolenie zabójców. Dlatego stałym gościem był szef 4 wydziału – główny kiler epoki stalinowskiej Paweł Sudopłatow – oraz jego przyboczni: Naum Eitingon i Jakow Sieriebrianski. Wszyscy dowodzili komandami egzekutorów wykonujących wyroki. Ale czasami do grupy dołączał sam Majranowski, który chwalił się, że osobiście zamordował ok. 150 osób. Wykonywał śmiertelne zastrzyki cudzoziemcom zwabionym do konspiracyjnych mieszkań NKWD. Zabijał w przedziałach pociągów oraz w łagrach. Na przykład unickiego biskupa Użhorodu Teodora Romżę. Prawdopodobnie też jego ofiarą był szwedzki dyplomata Raoul Wallenberg zamordowany zastrzykiem w więzieniu Butyrskim. Czy podobny los stał się udziałem przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego oraz oficerów i żołnierzy AK wywiezionych do ZSRR i tam zamęczonych?
Jeśli chodzi o skład trucizn, Majranowski eksperymentował zarówno ze sztucznymi, jak i naturalnymi związkami. Rozpoczął od cyjanku potasu, strychniny i botuliny (jadu kiełbasianego), a zakończył na kurarze i rycynie. Szczególną estymą darzył ostatni środek. W czasie wojny zauważył, że rycyna podana w określonej dawce działa niczym serum prawdy. Swoim odkryciem zainteresował Stalina i przysporzył kolejnych cierpień przesłuchiwanym. Co ciekawe, w 1945 r. stanął na czele komisji, która w pokonanej Rzeszy poszukiwała śladów identycznej działalności Niemców. Wrócił rozczarowany niskim poziomem prac i miernymi osiągnięciami hitlerowców. Nic dziwnego, że w rosyjskiej historii Majranowski został nazwany sowieckim doktorem Mengele.
Trucizna i władza
Skąd o tym wszystkim wiemy? Po śmierci Stalina w marcu 1953 r. komunistyczna wierchuszka rozpoczęła śmiertelny bój o władzę. Najgroźniejszym pretendentem był Beria, dlatego padł ofiarą spisku grupy konkurentów na czele z Chruszczowem. Ten ostatni, zbierając materiały kompromitujące przeciwnika, natrafił na ślad Majranowskiego. Okazało się, że sowiecki doktor Mengele od dwóch lat znajdował się w więzieniu. Wsadził go tam na dziesięć lat Stalin w ramach walki z syjonistycznym spiskiem. Gdy dyktator nagle zmarł, więzień wagi państwowej zaczął się rozpaczliwie przypominać Berii. W listach rozwodził się nad własnymi zasługami i kajał za popełnione błędy, m.in. za niedoskonałe metody zabijania. Dlatego po aresztowaniu Berii w czerwcu 1953 r. Majranowski stał się bodaj najważniejszym świadkiem jego oskarżenia o antyradziecką działalność i współpracę z MI6. Ostrzem zarzutów stało się morderstwo Stalina.
Czy śmierć dyktatora mogła być następstwem zamachu, czyli otrucia? Jak najbardziej. Hipotezę zamachu udokumentował rosyjski publicysta Sigizmund Mironow. Historyk Nikołaj Dobriucha przeanalizował medyczne archiwum Stalina i przebieg akcji reanimacyjnej. Dyktator został prawdopodobnie otruty, czego dowodem są działania ówczesnych sław medycyny ściągniętych do łoża umierającego. Robiono wszystko, aby odtruć organizm Stalina, m.in. poprzez płukanie żołądka i podanie detoksykacyjnych preparatów. Gdy reanimacja się nie powiodła, państwowa komisja na czele z ministrem zdrowia dwukrotnie fałszowała akt zgonu, dopasowując epikryzę do z góry ustalonej tezy o ostrej niewydolności układu krążenia. Tymczasem wyniki badań kardiologicznych Stalina z lutego 1953 r. były wręcz wzorcowe dla jego grupy wiekowej. Sfałszowano także wyniki sekcji zwłok, ukrywając patologiczne zmiany przewodu pokarmowego i żołądka, które nastąpiły najprawdopodobniej w wyniku nieświadomego zażycia trucizny. Natomiast bez odpowiedzi pozostaje pytanie, kto stał za zbrodnią.
O otruciu mówił od samego początku syn Stalina, Wasilij. Wkrótce został aresztowany i umieszczony w słynnym więzieniu Centrał we Władimirze. Tym samym zresztą, w którym karę odbywał Majranowski. A zatem sprawcą mógł być Chruszczow stojący na czele tzw. kolektywnego kierownictwa. Oprócz niego do grupy trzymającej władzę należał premier Gieorgij Malenkow, minister obrony Nikołaj Bułganin i Wiaczesław Mołotow. Wszyscy byli starymi współpracownikami Stalina, którzy na początku lat 50. XX w. popadli w niełaskę. Jak wiadomo, dyktator przygotowywał nową czystkę kadrową na miarę tej z końca lat 30. Wstępem do jej rozpętania była tzw. afera kremlowskich lekarzy. Personel czuwający nad zdrowiem partyjnej wierchuszki, przeważnie żydowskiego pochodzenia, został oskarżony o spisek i zamach na życie Stalina. Publiczny proces i kampania antysemicka miały uruchomić masową deportację sowieckiej diaspory na Syberię, stając się pretekstem czystki w KPZR, policji politycznej i armii. Zainteresowanych szybką śmiercią Stalina było więc aż nadto, choć najbardziej poszkodowaną była grupa na czele z Chruszczowem.