W 1987 roku premier Wilfried Martens zdołał utworzyć federalny gabinet Belgii po 148 dniach. Problemy, przed którymi stoi dziś obecny kandydat na premiera Yves Leterme, są podobne jak 20 lat temu. Tyle że coraz trudniej je rozwiązać.
Leterme, 47-letni flamandzki chadek, jest uosobieniem belgijskiej historii. Ojciec Walon, matka Flamandka, francusko brzmiące imię i nazwisko, świetna znajomość francuskiego. I przekonanie, że Belgia nie ma żadnej samoistnej wartości, a Walonowie są głupsi od Flamandów. Istniejące 177 lat państwo złożone z francuskojęzycznej Walonii i niderlandzkojęzycznej Flandrii powinno się, jego zdaniem, rozpaść.Gdy powstawało w 1830 roku, obie narodowości łączyła religia katolicka i sprzeciw wobec rządów protestanckiego króla Niderlandów.
Dziś, biorąc pod uwagę święcące pustkami kościoły i równoprawny status Belgii i Holandii w Unii Europejskiej, motywacja sprzed wielu lat już nie działa. Co prawda trwający od kilku miesięcy polityczny kryzys obudził w niektórych belgijską tożsamość, co widać było po akcji wieszania flag państwowych za oknami prywatnych mieszkań. Ale tak udekorowane były głównie budynki w Brukseli, co skłaniało niektórych do podejrzeń, że tkaniny w kolorach czerni, żółci i czerwieni wywieszali cudzoziemcy, zamieszkujący licznie stolicę Belgii.
Mimo wielu oznak słabnących więzi między Walonią i Flandrią, widocznych zresztą od lat, nikt poważnie nie przewiduje rozpadu Belgii. Głównym problemem jest jej stolica. Formalnie to trzeci region Belgii, ale także stolica Flandrii. W stolicy oficjalnie mówi się w dwóch językach, ale w praktyce obowiązuje francuski. Natomiast już za granicami miasta króluje niderlandzki, ponieważ Bruksela zanurzona jest we Flandrii. Wyjściem z sytuacji mogłoby być nadanie miastu specjalnego statusu i oddanie go na przykład we władanie Unii Europejskiej, która ma tu swoje siedziby. Jednak nawet ci politycy flamandzcy, którzy woleliby dokonać podziału państwa, nie chcą się pozbyć Brukseli.
Premierem federalnego rządu zostanie więc polityk, który nie ceni własnego państwa, ale będzie je musiał utrzymywać przy życiu. Na pewno jednak przymierzy się do reform, które jeszcze bardziej oddalą od siebie nowoczesną Flandrię i pogrążoną w kryzysie Walonię. Taki będzie efekt większej samodzielności dla regionów: Flamandowie nie chcą już płacić rachunków za Walonów.