Wysiłki międzynarodowych dyplomatów mające na celu pogodzenie Prisztiny i Belgradu zakończyły się fiaskiem. Albańczycy z Kosowa zapowiadają, że ogłoszą niepodległość. Pomysł popierają USA, ale w UE pełnej zgody nie ma.
Już po raz drugi w dziejach rozszerzonej Unii to maleńki Cypr blokuje historyczne inicjatywy. Trzy lata temu powstrzymywał rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Turcją. Teraz nie zgadza się na poparcie niepodległości Kosowa.
Cypr przedstawia argumenty racjonalne: nie można zgodzić się na jednostronne ogłoszenie niepodległości przez kosowskich Albańczyków, dopóki zgody na to nie wyda Rada Bezpieczeństwa ONZ. Samemu Cyprowi źle się to kojarzy. W 1983 roku północna, zamieszkana przez cypryjskich Turków, część wyspy ogłosiła niepodległość od części południowej, zamieszkanej przez Greków. Cypryjczyków w ich oporze po cichu popiera kilka innych państw UE. Jak zwykle solidarna z nimi Grecja, ale także Słowacja i Hiszpania. W tych krajach poparcie dla niepodległości Kosowa mogłoby być wykorzystane przez silne mniejszości narodowe – węgierską czy baskijską.
Kolejna grupa państw, do której należy Polska, nigdy głośno swojego zdania nie wyrażała. – Kosowo nie jest dla nas priorytetem. Nasze stanowisko jest chyba takie jak całej Unii – mówił nieoficjalnie jeden z polskich dyplomatów w Brukseli. To „chyba” pokazuje polski problem. Z jednej strony poparcie dla USA, z drugiej – obawa przed podobnymi żądaniami w innych częściach świata, choćby w Abchazji próbującej odłączyć się od Gruzji.
Dodatkowo, jak wskazuje proeuropejski rząd w Belgradzie, niepodległość Kosowa to woda na młyn serbskich nacjonalistów. Będą podgrzewać antyzachodnie nastroje w Serbii, co może podkopać dążenie do wejścia tego kraju do UE. A nikt nie ma wątpliwości, że ścisłe związanie Serbii z Unią jest gwarancją stabilności w regionie.